1 lip 2016

Published 03:23 by with 0 comment

Laphroaig Quarter Cask - Z beczki do beczki - Degustacja #5

(czyt. lafroig)


Nie od dziś wiadomo, że najwięcej smaku w whisky pochodzi z beczek. Początkowo alkohol powinien leżakować w dębowych beczkach, następnie destylarnia może sobie z nim robić, co się jej żywnie podoba (no, prawie wszystko, jak pokazała rozpoczęta przez firmę Compass Box batalia z ustawodawcą, ale to inny temat). Zazwyczaj po drzemce w dębowym łóżeczku alkohol poddawany jest dodatkowej maturacji w beczkach po sherry, porto, winie lub (ostatni trend) piwie. Do tego należy jeszcze dodać, że olbrzymie znaczenie ma ilość wcześniejszych napełnień takich beczek (im było ich więcej, tym smak jest mniej wyrazisty), a także wielkość beczek. W tym ostatnim przypadku chodzi o powierzchnię kontaktu destylatu z drewnem i tym właśnie zabawili się specjaliści z Laphroaig.

Laphroaig Quarter Cask to młodszy brat Laphroaig 10 y.o. (o którym pisaliśmy tutaj). Producent podaje wiek alkoholu w widełkach od 5 do 11 lat. Ma to oczywiście wpływ na aromaty i smaki wypustu, spodziewałem się więc, że whisky będzie agresywna, ostra i dość medyczna. Za sprawą procesu produkcji, w trakcie którego przelano zawartość beczek 500-litrowych do beczek 125-litrowych, uzyskujemy ciekawy efekt. Z jednej strony mamy głębszą penetrację beczki przez destylat, dzięki czemu mamy wrażenie, że sam trunek jest starszy, niż w rzeczywistości, a z drugiej - dzięki młodszemu wiekowi dostajemy porcję świeżego torfu, o intensywnej palecie.

Tzw. quarter casks używane były powszechnie w dziewiętnastym wieku, głównie ze względu na łatwość ich transportu. Dwóch krzepkich pracowników destylarni mogło bez problemu przenieść taką beczułkę do magazynu, czy załadować na statek. W dzisiejszych czasach, ze względu na mechanizację, nie jest to już potrzebne, a do tego łatwiej jest przechowywać większe beczki. Laphroaig postanowił powrócić do korzeni. Biorąc pod uwagę ceny whisky, zainteresowanie klientów i ilość whisky mogącej być określanej wiekiem powyżej 10 lat, możemy się spodziewać, że jest to zabieg zmierzający do sprzedaży młodszej whisky za większe pieniądze. Butelka 0,7 kosztuje około 220 zł, a przecież każdy fan destylarni pokusi się o sprawdzenie nowego wypustu. Z nami było podobnie. Jako, że mamy w naszej grupie miłośnika medycznych smaków, nie mogliśmy przepuścić okazji do spróbowania. 

 



Oko:

Butelka charakterystyczna dla marki Laphroaig – zielona z białą etykietą. Alkohol w kolorze złota, choć etykieta informuje o dodatkach karmelu (nie pochwalamy).

Zapach:

To nas już zaciekawiło. Przy butelkowaniu z mocą 48%, spodziewałem się wybuchu torfu lub eksplozji alkoholu, jednak zapach jest lekki, świeży i bardzo przyjemny. Od razu czuć, że mamy do czynienia z wypustem Laphroaig, ale znacznie lżejszym, niż starszy brat Laphroaig 10 y.o. Wyczuwalne są oczywiście aromaty jodyny, ziół, apteki, nadmorskiego powietrza pełnego jodu i grillowanej ryby, ale przyjemnie zaskakują owoce cytrusowe, domowe ciasto i landrynki.

Smak:

W smaku wyrazista i kompletna. Nie drażni, nie odrzuca. Nie czuć dysonansu smaków, a alkohol przyjemnie pieści podniebienie. Jest zdecydowanie bardziej torfowo. Znów jodyna, bandaże, dębina i wodorosty. Im dalej w las tym ciekawiej. Warto pozwolić, aby whisky spokojnie rozlała się po kubeczkach smakowych i doświadczyć jej delikatnej przemiany. Wystarczy kilka sekund, a jej smak jest silniejszy, bardziej skomplikowany, ale nadal zaskakująco świeży.

Finisz:

Długi i miło drażniący gardło. Jest pieprznie i słodkawo.

Podsumowanie:

Otwierając butelkę obawiałem się, że padliśmy trochę ofiarą marketingu zielonej butelki Laphroaig. Podobno zaledwie kilka destylarni w Szkocji (np. Ardmore) wykorzystuje metodę maturacji w beczkach 125 litrowych, co wskazuje na unikalność whisky. Z drugiej strony nie podoba nam się plaga wypustów typu NAS, szczególnie, jeśli wypierają standardowe edycje i przebijają je ceną. Laphroaig jednak nie zawiódł. To porządna whisky, produkowana bez filtracji na zimno, różniąca się na tyle od wersji Laphroaig 10 y.o., że faktycznie ma prawo do własnej etykiety. Nie jest to zmiana na tyle istotna, aby od razu lecieć do sklepu i kupować butelkę w cenie, która często jest znacznie wyższa niż powinna. Na pewno jeszcze wrócę do Laphroaig Quarter Cask i początkującym degustatorom prędzej poleciłbym właśnie tę butelkę, niż jej starszego brata. 



Zobacz także:

Autor:
Adam Kucharuk
Marika Wójcik - Kucharuk
      edit

0 komentarze:

Prześlij komentarz