18 lip 2016

Published 06:25 by with 0 comment

Bowmore Legend - Diabeł tkwi w butelce - Degustacja #6


(czyt. bołmor) 

Był rok 1837, kiedy pewnej zimowej nocy diabeł zawitał na Islay. Nie bardzo wiadomo, czego tam szukał, jednak podobno chciał się wślizgnąć do kościoła. Mieszkańcy postanowili przepędzić czorta. Ten, nie mogąc znaleźć kąta do ukrycia w zbudowanym na planie okręgu kościele, czmychnął do położonej tuż obok destylarni. Szkoci zabarykadowali wszystkie drzwi i pozamykali okna, a następnie beczka po beczce przeszukali cały magazyn. Gdy skończyli, okazało się, że rogacza nie odnalezionoWtedy usłyszeli dzwięk syreny dobiegający z przemieszczającego się w stronę stałego lądu statku  – The Maid of the Islay. Podejrzewa się, że w ten sposób, w jednej z beczek Bowmore, diabeł  umknął bogobojnym mieszkańcom Islay.  

Ostatnio udało nam się usiąść przy kieliszku Bowmore Legend i zapoznać się bliżej z tą historią. Nie jest to może nasza rodzima „Pani Twardowska”, ale miło się tego słuchało, gdy za oknem pogoda nie mogła się zdecydować, czy jeszcze zima, czy wiosna, a niespokojną duszę koiła kropelka whisky.  


O destylarni Bowmore pisaliśmy przy okazji degustacji wydania dwunastoletniego – Bowmore 12 y.o. , jednak ponieważ od jakiegoś czasu rynek zalewają whisky typu NAS, to wypadało spróbować i takiej, choć, jak wiecie, jesteśmy raczej fanami całkowitej transparentności produktu końcowego. Legend to wersja bez określonego wieku, zapewne filtrowana na zimno, butelkowana z mocą 40% i stanowiąca dobry wstęp do przygody z wypustami tej gorzelni. Cena oscyluje w okolicach 140 zł, jednak polecam zwrócić uwagę na małe sklepiki, gdyż nam udało się zakupić ją za 95 zł. Czy była warta tej ceny? Zapraszam do lektury.  

Oko:  
Charakterystyczna butelka dla Bowmore. Destylat bladosłomkowy. Do maturacji używane były jedynie dębowe beczki po Bourbonie, a przy prawdopodobnym wieku poniżej 10 lat, nie ma się co spodziewać ciemniejszych zabarwień.  

Zapach: 
Jeśli zakładamy, że na skali mocy torfowych aromatów po jednej stronie stoi Bunnahabhain, a po drugiej Ardbeg lub Laphroaig, to Bowmore zasiądzie gdzieś pośrodku. Zapach dymny, rześki, cytrusowy, lekko winny. Alkohol nie gryzie w nos, a po chwili wyczuwalna staje się ostrzejsza papryka.  

Smak: 
Przyjemny i lekki. Dębina łagodnie zaprasza do dalszej degustacji, a zapach jest dość spójny ze smakiem. Mamy więc znów dym z ogniska, wrzosowisko, miód, cytrusy. Mnie osobiście zdziwiła mdła winność, którą potem utożsamiałem z ananasem. Widać wyraźne podobieństwa do starszej siostry, ale młodość wprowadza większy chaos i miałkość do smaku trunku. Zdecydowanie nie polecałbym rozcieńczania wodą. Otrzymamy wtedy coś pomiędzy zepsutą lemoniadą, a zbyt długo otwartym słodkim winem. Na koniec wyczuwalna jest biała czekolada i skórka pomarańczy.  

Finisz: 
Króciutki i bardzo ulotny. Nie ma tu się nad czym rozwodzić.  

Podsumowanie: 
Bowmore Legend to podstawowa obecnie edycja whisky z gorzelni Bowmore. Nie ma co spodziewać się tu fajerwerków. Jest zbliżona do dwunastki, a że często w sklepach ich cena nie bardzo się różni, to wybrałbym pewnie tę drugą. Warto jej spróbować, jeśli wcześniej nie miało się do czynienia z aromatami Islay lub innymi wypustami destylarni. Taka miła ciekawostka. Brak tu jednak jakiejś ębi, wyrafinowania, czy mocy, jaką oferują starsze destylaty. Na koniec jeszcze jedna uwaga. Gdy zaczynaliśmy przygodę z whisky usłyszeliśmy sformułowanie, że lepszy droższy blend, niż tańszy malt i faktycznie trudno się z tym nie zgodzić. Niektóre edycje NAS zawdzięczają cenę bardziej sztuce marketingu, niż swojej rzeczywistej wartości i warto brać to pod  uwagę gloryfikując modne obecnie single malt. Niestety, destylarnie często same sobie psują opinię, starając się dogodzić wszystkim. Oceniając, zawsze warto ufać bardziej własnemu podniebieniu, niż obecnym trendom :)


Zobacz także:


Autor:
Adam Kucharuk
Marika Wójcik - Kucharuk
      edit

0 komentarze:

Prześlij komentarz