2 sie 2016

Published 06:18 by with 0 comment

Moja Islay 2016 - Przygotowanie do wyprawy - koszty/rezerwacje/czas - wycieczka do Szkocji odc.1


 


Wycieczkę na Islay najlepiej zaplanować ze sporym wyprzedzeniem. Pisząc "spore" mam na myśli ponad pół roku. Największa część budżetu to koszty biletów lotniczych i kwaterunku na wyspie. Te pierwsze zmieniają się znacznie, w zależności od pory roku planowanej wycieczki i wyprzedzenia z jakim je kupimy (ceny wahają się od kilkudziesięciu złotych do nawet ponad tysiąca). Ceny wynajmu lokum również są zależne od sezonu (różnica nawet kilkuset funtów tygodniowo), a liczba miejsc w atrakcyjniejszych lokalizacjach jest mocno ograniczona. Do ogólnych kosztów dojdzie na pewno wynajęcie auta, rezerwacja promu, wycieczki po destylarniach, paliwo i jedzenie. Szczegóły postaram się opisać poniżej, póki wspomnienia z planowania i wyjazdu są świeże. Zanim zapomnę jednak, chciałem serdecznie podziękować przyjaciołom w degustacyjnym kieliszku, którzy z chęcią podzielili się wcześniej własnymi doświadczeniami osobiście lub za pośrednictwem stron internetowych. W dużej mierze to dzięki nim planowanie nie wydawało się skokiem na zbyt głęboką wodę.

Podziękowania należą się:
- Danielowi i Grzegorzowi z www.whiskymywife.pl
- Łukaszowi z www.lukloveswhisky.pl
- Janowi z www.johnnieswhiskies.blogspot.pl

A teraz konkrety:

Islay to wyspa wchodząca w skład archipelagu Hebryd wewnętrznych, położona na zachodnim wybrzeżu Szkocji - ok. 2h drogi promem od 'stałego lądu'. Jak wiemy największa część Szkocji zajmuje północny fragment Wielkiej Brytanii, więc gdy ktoś miejscowy mówi "main land" odnosi się do tejże wyspy, a nie reszty naszego kontynentu, jakby się mogło wydawać. Aby się na nią dostać, najpierw musimy dotrzeć do Szkocji - wybraliśmy podróż samolotem do Glasgow, z tego lotniska jest też najbliżej do portu; a później dojechać do Kennacraig - miejsca, z którego odpływają promy do dwóch portów na Islay - Port Ellen i Port Askaig. Bez względu na to, gdzie na wyspie znaleźliście nocleg, warto wziąć pod uwagę oba połączenia - porty znajdują się co prawda na przeciwległych biegunach wyspy, ale jest ona niewielka, a oczekiwanie na wybrany prom może okazać się dużo bardziej czasochłonne niż dojazd do domku/hotelu z konkurencyjnego portu. Następnie tylko hulać, ile wlezie, bo wyspa oferuje naprawdę dużo atrakcji i nie wszystkie wiążą się z procentami.

KOSZTY:

- BILETY LOTNICZE: Co jakiś czas na stronach tanich przewoźników typu Ryanair pojawiają się promocje np. 89 zł w jedną stronę do Glasgow. Zastanówcie się najpierw, w jakim terminie możecie sobie pozwolić na wyjazd. Najlepiej wyznaczyć kilka i polować na tańsze bilety w którymś z nich. Zawsze wczesna wiosna i późniejsza jesień oznaczają okresy mniejszego zainteresowania turystów i więcej dostępnych miejsc noclegowych w atrakcyjnych cenach, niestety wiążą się też z niższą temperaturą i obfitymi opadami.
My akurat mogliśmy sobie pozwolić jedynie na wyjazd w środku boomu turystycznego, czyli w lipcu. Kupując bilety w styczniu, zapłaciliśmy ok. 350 zł od osoby. Kupując bilety dwa miesiące później musielibyśmy zapłacić już nawet 1000 zł. Chodzi tu oczywiście o bilet w obie strony.
Musicie wziąć pod uwagę dodatkowe opłaty np. za bagaż. Ryanair pozwala na wniesienie na pokład dwóch bagaży podręcznych o wymiarach 55/40/20 i 35/20/20 cm. W trakcie naszej podróży, ani w jedną, ani w drugą stronę, nikt nie sprawdzał nam ilości i wymiarów toreb, jakie wnosiliśmy na pokład, musiały się jednak zmieścić do schowków nad głowami (większy) i pod siedzenie (mniejszy). Jeśli miejsca w schowkach zabraknie, należy oddać większą torbę podręczną do luków bagażowych pod pokład. Miejsca na tygodniowy zapas ciuszków w przepisowej walizce wystarczy, czemu więc piszę o bagażu dodatkowym? Ano przecież jakoś trzeba przewieźć magiczne buteleczki z wyspy. Nie włożymy ich do bagażu podręcznego, bo nie przepuszczą nas na lotnisku. Na strefie bezcłowej naprawdę nie ma co kupić i szkoda czasu na zawracanie sobie tym głowy. Ceny wysokie, a jakość niska. Warto natomiast zaopatrzyć się w wyjątkową buteleczkę z ulubionej destylarni. Może się okazać, że cena butelki na naszym rynku będzie trzykrotnie lub czterokrotnie większa, ze względu na niską dostępność. Niektóre edycje whisky dostępne są jedynie na miejscu - gratka dla konesera. Koszt 20-kilogramowego bagażu to około 350 zł w obie strony. Biorąc go na spółę z kilkoma osobami, zmniejszymy tę kwotę i każdy będzie mógł przywieźć unikalną pamiątkę (w UE limit przewozu napojów spirytusowych to 10 litrów na głowę - cała masa pamiątek).
Ryanair nakłada także dodatkowe opłaty za brak odprawy online - o czym trzeba pamiętać i wydrukować karty pokładowe wcześniej (można to zrobić już tydzień przed odlotem, co powinno, choć nie musi, zapewnić nam miejsca obok siebie; za wybór lepszych miejsc  i wcześniejsze wejście na pokład także trzeba dopłacać). Jeśli lecimy na mniej niż tydzień, możemy przed wylotem odprawić się też na lot powrotny, co oszczędzi nam poszukiwań drukarki na miejscu. 


- WYNAJĘCIE SAMOCHODU: Auto wynajęliśmy także przez stronę Ryanair. Przy zakupie biletów przewoźnik oferuje wiele dodatkowych usług, w "odpowiednich" cenach. Po przejrzeniu różnych ofert zdecydowałem się na jedną z opcji i w cenie około 750 zł wynająłem na 5 dni Golfa V..., a przynajmniej tak myślałem.
Ceny wynajmu zmieniają w zależności od kursu funta i terminu - warto mieć to na uwadze, szukając odpowiedniej oferty.
Na co jeszcze zwrócić uwagę? Kilka drobiazgów. Ryanair nie jest wypożyczalnią aut, tylko pośrednikiem. Na miejscu okazuje się, że wynajmujemy auto od zupełnie innej firmy i to z nimi mamy do czynienia, a przy jakimkolwiek kłopocie, oni są stroną umowy. Wszelkie reklamacje natomiast wyjaśniamy przez Ryanair. Może się więc okazać, że Golf V według firmy jest autem tej samej klasy, co Peugeot 208, dostajecie więc ten drugi, a ponieważ jeszcze w Polsce zapłaciliście za wynajem i jest 23:00, to nie ma z kim o tym rozmawiać. Może się też tak przydarzyć, że płacąc za auto w Polsce wystarczyła karta płatnicza, a na miejscu niezbędna jest karta kredytowa. Nie ważne, że opłaciliście (znów w Polsce) dodatkowe ubezpieczenie w Ryanair, żeby nie ponosić kosztów własnych przy ewentualnej szkodzie. To nie ma znaczenia. Firma nie widzi karty kredytowej i nie wydaje auta. Spowodowane jest to miejscowym ubezpieczeniem, o którym było napisane na stronie 33 w paragrafie 115 regulaminu firmy, który to na pewno przeczytaliście. Warto więc w Polsce zaopatrzyć się w kartę kredytową. Alternatywą jest akceptacja karty płatniczej za dodatkową opłatą za ubezpieczenie rzędu 50 funtów dziennie lub dodanie za 10 funtów dziennie dodatkowego kierowcy, który ma przy sobie zarejestrowaną na siebie kartę kredytową.
W zależności od firmy dostajemy auto z pełnym bakiem i takie mamy zwrócić lub z praktycznie pustym i po chwili czeka nas wizyta na stacji benzynowej. Cała 5 dniowa wycieczka kosztowała nas około 40 funtów za pełny bak paliwa - około 700 km. 


- REZERWACJA PROMU: Stronę główną promu, kursującego pomiędzy Kennacraig, a Islay znajdziecie tutaj: https://www.calmac.co.uk/kennacraig-portellen-portaskaig-islay-ferry-summer-timetable
Należy wcześniej założyć konto, wybrać port docelowy: Port Ellen lub Port Askaig (o tym było wcześniej) i oszacować godzinę, na którą uda Wam się dotrzeć na prom. Nam pierwsza jazda po lewej stronie drogi zajęła dwa razy więcej czasu, niż w drodze powrotnej. Z Glasgow do Kennacraig jest jakieś 150 km wąskimi drogami, które na mapie mogą wyglądać, jak ekspresówki, ale nimi nie są :-). Koszt przewozu promem jednej osoby w obie strony wynosi 13 funtów, a przewozu auta - 63 funty.
Promy odpływają zwykle 3 do 5 razy dziennie i jeśli się nic nie zepsuje, to wystarczy być 30 min przed czasem, ustawić się w odpowiedniej kolejce, wjechać na prom i kontynuować podróż. W razie przybycia wcześniej, nie znajdziecie na miejscu restauracji, czy kawiarni, ale możecie uraczyć się kawą z automatu. Polecamy odwiedzić oddalone o kilka mil miasteczko Tarbert. Znajdują się tam kawiarnie, restauracje, zamek i port, a przede wszystkim przemiły James Hamilton, właściciel sklepu Whisky West Coast. Na miejscu możemy i pogadać ze specjalistą z tego regionu, i zdegustować w miłym towarzystwie procentowe smakołyki, będziemy mieli także możliwość zakupu kolekcjonerskich edycji ulubionych butelek.
Na promie jest możliwość zakupu pamiątek w postaci książek, widokówek i innych gadżetów związanych z Islay. Są też dostępne podstawowe butelki z każdej destylarni i edycje degustacyjne. Osobiście polecałbym wstrzymanie się z zakupem. Ku mojemu zdziwieniu destylarnie oferują najlepsze ceny i jeśli nie kupiliście nic na rozgrzanie w podróży na strefie bezcłowej, to wstrzymałbym się do pierwszej wizyty w destylarni.
Samo jedzenie w promowej restauracji nie należy do najlepszych (delikatnie mówiąc), a każdy posiłek kosztować będzie około 15-20 funtów.



  - NOCLEGI: Na Islay jest wiele rożnych możliwości noclegu, ale należy je wcześniej zarezerwować i odpowiednio wcześnie opłacić zaliczki. Możemy znaleźć pokój w hotelu, w B&B lub wynająć domek. Z tego co się zorientowaliśmy, ceny są dość wysokie. Dwuosobowy pokój w hotelu kosztuje około 150 funtów wzwyż za dobę. Moja droga małżonka zalazła jednak super domek w Callumkill. W cenie 90 funtów za dobę otrzymujemy w pełni wyposażony domek w malowniczym otoczeniu, trzy sypialnie, położenie w sąsiedztwie Ardbega oraz sarny i daniele podchodzące wieczorami pod okna - gratis. Żyć nie umierać. Jedyne, na co trzeba zwrócić uwagę, to fakt, że domek wynajmowany jest na okresy tygodniowe - od soboty do soboty. Może to wpłynąć na planowany termin przylotu i wylotu, a co za tym idzie - zwiększyć wydatki na bilety lotnicze.

- ŻYWNOŚĆ: Jedzenie na Islay jest droższe niż w Polsce, ale nie są to bardzo drastyczne różnice. W sklepie spożywczym zapłacimy około 10 - 15 funtów za dzienne wyżywienie W restauracji posiłek będzie kosztował minimum 20 funtów. Królują owoce morza, produkty są świeże, brzuchy nie bolą i wszystko jest naprawdę smaczne. Nawet dania prosto z głębokiego tłuszczu (polecamy Scampi w Port Askaig) miały swój wyczuwalny smak i nie generowały potrzeby sięgania po Ranigast. Warto jednak przygotować kanapki zarówno w jedną, jak i w drugą stronę podróży - nie wszędzie po drodze było tak dobrze.

- WYCIECZKI: Na wyspie znajduje się wiele atrakcji turystycznych. Oczywiście nie jedziemy na Islay, żeby tylko chodzić na spacery, ale jest to kusząca opcja na popołudnia i wieczory, gdyż destylarnie zamykają swe podwoje po 16:00.  Mamy więc do dyspozycji 8 destylarni i pewnie ograniczoną ilość dni. Każda destylarnia ma w swojej ofercie przynajmniej 4 różne opcje zwiedzania, różniące się programem, ceną i przede wszystkim czasem rozpoczęcia. To ostatnie jest o tyle istotne, że kolejne wycieczki w różnych destylarniach mogą się pokrywać, należy się więc dobrze zastanowić nad wyborem i starannie wszystko zaplanować.
Każde podstawowe zwiedzanie destylarni trwa około godziny i zazwyczaj kończy się małą degustacją. Koszt takiej wycieczki wynosi od 5 do 7 funtów.  Zwiedzanie z bardziej rozbudowaną degustacją lub sama degustacja kilku wypustów prosto z beczki kosztuje od 15 do 30 funtów. Są też atrakcje związane ze zwiedzaniem torfowisk, wizytą w magazynach, czy napełnianiem własnych butelek i w takiej opcji ceny mogą przekroczyć 60 funtów.
Z drugiej strony, po zwiedzaniu którejś z kolei destylarni i zapoznaniu się z całym procesem wytwarzania whisky kilka razy, można także po prostu miło spędzić czas w sklepie firmowym, zjeść coś w restauracji i zdegustować wypusty przy barze, nie korzystając z uprzednio zarezerwowanej wycieczki. Pracownicy w recepcjach/barach są bardzo sympatyczni, normą jest degustacja niektórych wypustów za samo "dzień dobry" (np. Lahroaig, Bruchladdich, Bowmore).


***

Podsumowując: 5-dniowa wycieczka dla 4 osób z dodatkowym bagażem 20 kg, wynajęciem auta, domkiem, wizytą w każdej destylarni i kilkoma posiłkami w restauracji kosztowała nas około 10 tys. zł,  czyli 2.5 tys. zł za osobę. Przy wypełnieniu domku 6 osobami koszty te mogą się jeszcze bardziej zmniejszyć. Należy także doliczyć koszty pamiątkowych butelek (warto). Najtańsze wypusty oferował Laphroaig w cenie 39 funtów za 10 y.o. (recenzowaliśmy ją tutaj). Były też takie, których ceny sięgały kilkuset funtów. Mnie najbardziej zainteresowały edycje Ardbega: Kildalton Cross i Supernova w cenie 120 funtów od sztuki. Ceny te można było odpowiednio zmniejszyć o wartość biletów na zwiedzanie destylarni - 5 funtów od osoby. Widać, że nasi rodacy jeszcze tam nie dotarli w większej ilości, bo oczyma wyobraźni widziałem ich skupujących bilety za ułamek ceny od wyjeżdżających wycieczek i rozkręcających mini przydestylarniany biznes.



Zobacz także:



      edit

0 komentarze:

Prześlij komentarz