18 wrz 2016

Published 11:56 by with 0 comment

Panie i Panowie zapraszamy pod nowy adres strony SZACH MALT


Drodzy czytelnicy, zapraszamy pod nowy adres bloga: WWW.SZACHMALT.PL

 
Read More
      edit

16 wrz 2016

Published 00:01 by with 0 comment

Chivas Regal 25 Y.O. - Złoto w butelce - Degustacja #15

(czyt. sziwas regal)

O historii działalności braci Chivas pisaliśmy przy okazji degustacji edycji 12-letniej. Tym razem sięgamy po najstarszą wersję z dostępnych w sprzedaży produktów tj. Chivas Regal 25 Y.O.. Ten powstały w 2007 roku blend stał się milowym krokiem ku odrodzeniu marki. Miał nawiązywać do swojej poprzedniczki, która podbijała Nowy Jork od 1909 roku za sprawą przepisu skomponowanego przez Stewarta Howarda - trzeciego Master Blendera firmy. Obecny blender użył innych składników, ale zachował jądro wszystkich whisky Chivas - destylat Strathisla. Poza powyższym możemy spodziewać się w składzie innych destylatów należących do obecnego właściciela Chivas Brothers - Pernod Ricard, czyli: Abrelour, Scapa, Miltonduff, Longmorne, czy The Glenlivet.

Za skromne 850 zł dostajemy stylowe opakowanie, ukrywające masywną butelkę z grubego szkła ze srebrno-złotym korkiem. W środku znajdziemy destylaty o co najmniej 25-letniej dojrzałości, mocy 40%, filtracji na zimno i niestety z dodatkiem barwnika. Czy ktoś może mi wytłumaczyć PO CO? Przy tak długim okresie leżakowania jestem przekonany, że oryginalna barwa jest wystarczająco ciekawa i przyciągnęłaby nie mniej klientów.

Nasza butelka pochodzi z domowego barku. Jak się okazało, stała sobie cichutko pośród innych butelek, zapomniana i odrzucona, a jej właściciel nie miał świadomości, jakimi skarbami go kiedyś obdarowano. Będąc w obowiązku pomocy bliźniemu, dokonaliśmy prezentacji edukacyjnej i omówienia rysu historycznego firmy, a następnie przeszliśmy do wspólnej degustacji. Co z tego wynikło? Zapraszamy do lektury.


Oko:
Ładny, złoty kolor, podobny do młodszych roczników. Wiemy skąd się wziął, więc nie robi na nas wrażenia.

Nos:
Młodość miesza się z dojrzałością. Na początku bardzo wyraziste jabłka, brzoskwinie i melon, ale po chwili już dominują je suszone owoce, czekolada, miód, rodzynki, orzechy włoskie i figi. To bogaty blend, nad którym faktycznie można dłużej posiedzieć przed właściwą degustacją.

Smak:
Na języku delikatnie i słodko, choć pieprzne nuty pojawiają się po chwili. Podobno powinno się płukać usta alkoholem przez tyle sekund, ile lat ma dana whisky. W tym przypadku nie jest łatwo, choć gdy język przyzwyczai się już do alkoholu, pojawia się magia. Znów ujawniają się świąteczne smaki i aromaty - suszone owoce, gruszki w syropie, imbir i wielokwiatowy miód komponują się w wyrazistą i przyjemną całość. Jestem fanem konkretnych uderzeń smaku, dlatego uwielbiam Ardbega i Laphroaiga, ale ta stojąca po drugiej stronie frontu whisky przemawia do mnie swoją głębią. Jest maślana i bogata.

Finisz:
Średnio długi i bardzo słodki, z mikroskopijną nutą winności.

Podsumowanie:
Chivas Regal 25 Y.O. to faktycznie ekskluzywna whisky. Nie dość, że jest doskonale skomponowana, to oferuje naprawdę dużo treści. Powinna smakować zarówno koneserom, jak i amatorom, choć mnie odrobinę odstrasza dominująca na sam koniec słodycz. Po jednym kieliszku mam wrażenie nasycenia, a glukometr pewnie by oszalał. Bardzo podobają mi się orzechowe aromaty, które wraz z subtelną pieprznością imbiru wprowadzają przyjemny balans. To whisky na specjalne okazje. Choć wydaje się być deserowa, jest zbyt obfita, abym sięgnął od razu po kolejny kieliszek. Jej rywalami na rynku luksusowych blendów są Johnnie Walkier Blue Label, Grant's 25 Y.O. oraz Ballantine's 30 Y.O. i myślę, że Chivas śmiało może stawać w szranki z każdym z nich. Osobiście mając do wydania 850 zł na alkohol pewnie wybrałbym coś młodszego, acz bardziej konkretnego w smaku, jednak jest to bardzo dobra propozycja na prezent ślubny, czy urodzinowy (na bardziej zaawansowane urodziny niż osiemnaste :)).




Autor:
Adam Kucharuk
Marika Wójcik-Kucharuk



Read More
      edit

11 wrz 2016

Published 10:19 by with 0 comment

Charakter whisky ze Speyside - Propaganda Alkohole - Wydarzenia #4



Speyside to region delikatności, subtelności, prostoty, ale i głębi. Położony w dorzeczu rzeki Spey, w szkockich Highlands. Zazwyczaj kojarzy się z whisky dla początkujących. Znajdziemy tam mnóstwo nut owocowych, miodowych i kwiatowych. Oczywiście, destylaty im dłużej są leżakowane, tym bogatsze wnętrze posiadają. Zupełnie odwrotnie niż np. w przypadku whisky z Islay, gdzie właśnie młody alkohol najlepiej prezentuje torfowy charakter
Na terenie Speyside znajduje się obecnie ok. 50 destylarni, każda wyróżniająca się wyjątkową kompozycją smaków i zapachów w swych produktach. Znajdziemy tu wielkich producentów, jak Glenfiddich, Glenlivet, czy Macallan, ale i mniejszych, znanych lepiej koneserom - Benromach, BenRiach, Longmorn. Każdy fan złotej królowej alkoholi powinien móc znaleźć tu coś dla siebie. Jednak, gdy w ostatnie sobotnie popołudnie wybieraliśmy się na degustację pod szyldem "Charakter whisky ze Speyside" organizowaną przez sklep Propaganda Alkohole, nie miałem wysokich oczekiwań. 
W Speyside znajdziemy wiele perełek wartych pochylenia się z szacunkiem nad kieliszkiem. Z drugiej strony nie oszukujmy się - bezpłatna degustacja zazwyczaj nie ma na celu koncentrowania się właśnie na takowych. Zwykle producent, czy sklep, korzystając z nadwyżek towaru stara się przyciągnąć nowych klientów, a starych skusić promocyjnymi cenami. Szliśmy więc bardziej z ciekawością, niż nadzieją w sercach. 
Tego dnia organizowane były trzy sesje degustacyjne. Każda, jak się okazało, zebrała po kilkanaście zainteresowanych osób i pozwoliła na zapoznanie się z ofertą sklepu, przemiłą obsługą i głównodowodzącym firmy w postaci pana Kamila Orłowskiego. Co jednak najważniejsze - naszemu sceptycznemu nastawieniu dała kopa w krocze i lekcję na przyszłość. Do rzeczy. 


Degustację rozpoczęliśmy od kieliszka bledned whisky Hankey Bannister w wersji 12-letniej, co pomogło przełamać lody i nadać odpowiednie tempo wydarzeniu. Blend przypadł nam do gustu. Zdecydowanie jest pijalny bez coli, czy lodu, choć nie ma co doszukiwać się tam wyjątkowej głębi. Spora doza miodu, suszonych owoców, karmelu i rodzynek powinna spodobać się osobom stawiającym pierwsze kroki w świecie whisky. Nie jest to jednak jakość porównywalna z produktami Compass Box, czy Douglas Laing. 

Gdy pan Kamil rozpoczął wstęp do degustacji whisky z prezentowanego tego dnia regionu, ku mojemu zaskoczeniu w naszych kieliszkach znalazła się Strathisla 12 Y.O. Przyznam, że fakt ten ucieszył mnie podwójnie. Po pierwsze, właśnie publikowaliśmy noty degustacyjne dotyczące produktów Chivas Brothers: Chivas Regal 12 Y.O. i Chivas Regal 18 Y.O., a przed nami jeszcze wersja 25-letnia. Strathisla jest jest jednym z głównych składników tych blendów i miło było porównać ich aromaty. Po drugie, tak się składa, że Strathisla zazwyczaj używana była do produkcji whisky mieszanych i rzadko występuje w wersji single malt. Do tej pory nie miałem okazji jej spróbować i przy tym właśnie kieliszku zdałem sobie sprawę, jak nietrafione było nasze nastawienie przed degustacją


Strathisla to ciepła, delikatna whisky z nutami cynamonu, słodyczą toffi i pieczonego jabłka. Zarówno aromat, jak i smak, przykuły na chwilę uwagę i z uznaniem staraliśmy się wyłapać jak najwięcej ciekawostek. Prowadzący zachęcał do konwersacji, wymiany opinii i podsycał atmosferę degustacji anegdotami związanymi z destylarnią. Osobiście zabrakło mi większej ilości procentów. Strathisla w wersji 12-letniej butelkowana jest z mocą 40% ABV, co wydaje się odrobinę za małym woltażem. Poza tym, niestety, jest filtrowana na zimno i zawiera karmel. Z chęcią spróbowałbym tego destylatu w wersji bez marketingowej obróbki. 

Kolejny na stole pojawił się Longmorn the Destiller's Choice. Znów miłe zaskoczenie, choć gdy próbowałem Longmorna podczas tegorocznego festiwalu w Jastrzębiej Górze, także zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Degustowana wersja miała moc 40% ABV. Została przefiltrowana i ślicznie podbarwiona. Straciła też oznaczenie wieku, gdyż producent zdecydował się na wersję NAS (no age statement). W smaku bardziej pikantna, z wyraźnymi nutami skoszonej trawy, łąki, zielonych owoców, a także czekolady, toffi i korzennych przypraw. Znów zabrakło odrobiny wysiłku producentów, aby tak przyjemną bazę uświetnić odrobiną głębi, ale dobrze sprawdziła się jako kolejny szczebel na przygotowanej drabinie smaków Speyside. 


Następny miał być bardzo dobrze znany na naszym rynku Singleton 12 Y.O. i przyznam, że choć faktycznie stanowi dla mnie doskonały przykład whisky z regionu Speyside, to jest dość nudy, oklepany (przynajmniej dla mnie) i po wcześniejszych ciekawostkach, zdawał się stopować dynamikę wydarzenia. Pamiętam, że jeszcze dwa lata temu, gdy pierwszy raz miałem okazję spróbować Singletona wydawał mi się ciekawy ze względu na swoją prostą konstrukcję. Jego łagodność, niewielka oleistość i przejrzystość smaku była kusząca i do tej pory uważam, że to jedna z tych whisky, od których powinno się zaczynać. Często jest też przedmiotem promocji w supermarketach, więc nic, tylko brać i smakować. Może jednak okazać się, że, mimo łatwej pijalności, nie znajdziemy tam zbyt wielu argumentów, aby sięgnąć po nią ponownie. Ot, taki single malt w sam raz na jeden raz. 

Prowadzący postanowili jednak urozmaicić degustację food pairingiem. Przed nami postawiono talerzyk z kawałkami doskonałych krówek, które następnie... posolono. Nowe doznania na chwilę poraziły kubeczki smakowe. Miałem wrażenie, że język pokryty jeszcze słodkim filmem, wyłapywał z zawartości kieliszka głównie procenty, ale część osób poczyniła zgoła odwrotne obserwacje. Według nich krówki wraz z solą doskonale uwydatniły smak whisky. Pomysł wydał się ciekawy, mimo niejednakowych rezultatów - warto spróbować

Do tej pory mieliśmy okazję posmakować przyjemnych, łatwo pijalnych whisky, które choć może nie zawierały wielkiej głębi, to dobrze wpisywały się w motyw przewodni spotkania. Kolejna butelka sprawiła jednak, że kolejny raz z uznaniem pokiwałem głową. Oto przed nami pojawił się Benromach 10 Y.O. z mocą 43% i ciekawym aromatem wędzonej szynki, dymu z ogniska, delikatnego sherry oraz słodyczą suszonych owoców. Na ten moment czekałem. Nie da się ukryć, że torfowe smaki, to to, co moje podniebienie lubi najbardziej. Benromach od niedawna gości w Polsce i choć miałem okazję degustować inne wersje, to ta mi umknęła. Podobno stanowi przykład whisky, jaką robiło się w Speyside w dawnych czasach i ta definicja przypadła mi do gustu. Zapach zapowiadał alkohol brudny, ciężki i głęboki, ale smak był wyjątkowo pozbawiony sugerowanej dozy dymności, za to ukazywał to, co w Speyside najlepsze. 

I znów niespodzianka. Tym razem mogliśmy porównać doświadczenia smakowe, łącząc whisky z serami: Cheddar i Parmezan. Choć połączenie parmezanu z Benromachem wydawało się spójne, to doszliśmy szybko do wniosku, że Benromach z Benromachem jest najlepszym rozwiązaniem. 


Przedostatnią degustowaną butelką był BenRiach 12 Y.O Sherry Wood i było to DOBRE. To whisky aromatyczna, bogata i lekko pikantna. Zdecydowanie dominuje tu posmak dębiny, sherry, rodzynw, cynamonu i miodu, a wszystko to skąpane w 46% alkoholu. Osobiście uważam, że 46% ABV jest najlepszym stężeniem, pozwalającym jeszcze na degustację bez nieprzyjemnych dla kubeczków smakowych doznań, a jednocześnie zapewniającym surową pikantność na podniebieniu. BenRiach spełnił moje oczekiwania, choć dymne nuty Benromacha wydawały się prowadzić w rankingu dotychczas próbowanych specjałów. 

Gdyby w tym momencie zakończyła się degustacja, pewnie właśnie tak wyglądałby werdykt. Jak się domyślacie, tak się nie stało. Na początku pisałem o porządnym kopie zadanym mojemu sceptycyzmowi - ten właśnie miał nadjeść. 


Od jakiegoś czasu czaję się przy szafie, w której trzymam kolekcjonowane butelki i walczę z pokusą otwarcia skrywanej tam Aberlour A'Bunadh. Jest to Batch 49 o mocy 60,1%, z pięknie zalakowanym korkiem, przypominający mi o jednej z pierwszych degustacji, w jakich brałem udział. Tak, jak nie przepadam wyjątkowo za wersją Aberlour 12 Y.O., czy nawet 16 Y.O., to A'Bunadh jest moim faworytem i gdy zobaczyłem, że właśnie tę whisky, właśnie z tego batcha, wybrano na koniec wydarzenia, uśmiech rozciągnął się na całą twarz. To whisky bogata, złożona, o dominujących aromatach sherry, ciemnej czekolady, dębiny i wigilijnego suszu. Mimo 60% ABV pije się ją gładko. Jest pikantna i należy uważać na ilość, bo procenty szybko uderzają do głowy, ale jest warta swojej ceny pod każdym względem. Według specjalistów poszczególne batche mogą się od siebie subtelnie różnić, ale nie spotkałem się z wydaniem odbiegającym od wysokich standardów, do jakich przyzwyczaa nas ta marka.

Na tym zakończyliśmy degustację... prawie :-)

Należy wspomnieć, że każda zaproponowana butelka była szczegółowo omawiana przez prowadzącego. Padające z naszej strony pytania sprawiły, że nie był to wykład, ale konwersacja i wymiana poglądów. Dzięki temu klimat niespełna dwugodzinnej degustacji był luźny i przyjemny. Przemiła obsługa zapewniała wodę, napełniała puste kieliszki i także oferowała odpowiedzi na pytania, które w ostatniej chwili przychodziły do głowy.

Wychodząc, sprawdziliśmy jeszcze promocyjne ceny degustowanych butelek. Nie ukrywam, że Benromach kusił. Jest duża szansa, że dołączy on do naszej kolekcji i spocznie przy Aberlour A'Bunadh






Na "do widzenia" w naszych kieliszkach znalazł się jeszcze Johnnie Walker Green Label, który niedawno powrócił z azjatyckich rynków i zdecydowanie uważam, że przy tym stosunku ceny do jakości, jest to najlepszy Jasio, jakiego oferuje Diageo. Z uśmiechami na twarzach żegnaliśmy się z prowadzącymi. Biorąc pod uwagę, że planowana jest cykliczna powtórka imprezy, odwiedzimy strefę Propagandy przy okazji prezentacji innego regionu. 


Autor:
Adam Kucharuk
Marika Wójcik-Kucharuk


Read More
      edit

8 wrz 2016

Published 23:33 by with 4 comments

Chivas Regal 18 Y.O. - Dojrzały blend od braci Chivas - Degustacja #14


 (czyt. sziwas regal)

Jak pisaliśmy przy okazji degustacji Chivas Regal 12 Y.O. (TUTAJ), wersja 18-letnia powstała w 1997 roku za sprawą Colina Scotta - Master Blendera Chivas Brothers. Miała być ona krokiem naprzód i próbą zaoferowania fanom marki czegoś wyjątkowego. Jest to też produkt skierowany do klientów wyższego segmentu, a przez "wyższy segment" mam na myśli grubszy portfel. Oficjalna strona firmy wzniośle opisuje proces produkcji osiemnastki, jej rolę w ofercie braci Chivas i wreszcie brzemię, jakie wziął na siebie Scott, starając się wypełnić swoją misję. Choć uważam, że marketing jest niezbędny aby dotrzeć do mas, chciałbym, aby kryła się w nim jakaś wartość. Takie hasła, jak : "wspaniały alkohol", "doskonały blend", "tradycja" i "odpowiedzialność" są efektowne, ale dość oklepane i niewiele za sobą niosą. W dzisiejszych czasach prawie każda firma sięga po ten sam zestaw synonimów

Mnie interesuje, co siedzi w butelce. Wiemy, że głównym składnikiem blenda jest Strathisla i jej sąsiad ze Speyside - Longmorn. Pozostałe ponad 20 składników to tajemnica firmy, która zapewniła tej whisky w 2015 roku złoty medal w kategorii Best Blended Scotch podczas International Whisky Competition, choć można się domyślać, że to należące do Pernod Ricard destylarnie wnoszą swoje trzy grosze do receptury. Prezentacja  z pewnością robi wrażenie. A jak jest ze smakiem? Zapraszamy do lektury. 



Oko:
Barwa słomkowa, przechodząca w złoto, osiągana jest za sprawą dodatków karmelu.

Nos:
Jak na blend, w skład którego wchodzą whisky powyżej 18 lat, whisky jest zadziwiająco świeża. Spora ilość zielonych jabłek, gruszek, limonki i skórki cytryny. Powiedziałbym, że sam zapach sugeruje młodsze destylaty niż u jej 12-letniej siostry. Jest też słodycz jęczmiennego słodu, subtelny aromat wanilii i dębiny.

Smak:
W smaku skoszona trawa, łąka, młodość i świeżość łączą się z delikatną czekoladą i orzechami laskowymi. Jest słodko, owocowo, z nutą przypraw korzennych, w tym cynamonu i imbiru. To whisky bardzo lekko pijalna, maślana i gładka na podniebieniu. Jestem bardzo miło zaskoczony, choć nadal brakuje mi bogatszej głębi.

Finisz:
Krótki, słodkawy i owocowy.

Podsumowanie:
Chivas Regal w wersji 18-letniej zaskoczył mnie swoją świeżością. To bogata whisky, choć nadal niewystarczająco, jak na mój gust. Za 200 złotych dostajemy destylaty o mocy 40% ABV, kolorowanie karmelem i filtrację na zimno - trudno znaleźć w tej cenie rówieśnika single malt, więc nie wybrzydzamy. Jest na tyle dobrze, że z przyjemnością sięgnę po kolejny kieliszek. Orzechowe i korzenne nuty dodają pikanterii, a słodycz, w porównaniu do poprzedniczki, jest bardziej stonowana i nie grozi próchnicą. Bardzo podoba mi się także opakowanie. Twardy, kanciasty karton mieści w sobie porządnie wykonaną butelkę o złotej etykiecie, która znów - w porównaniu do młodszej siostry - wygląda po prostu lepiej. Nadaje się idealnie na prezent "z górnej półki" i zadowoli zarówno osoby lepiej zapoznane z tematem luksusowych alkoholi, jak i amatorów. 


Autor:
Adam Kucharuk
Marika Wójcik - Kucharuk


Read More
      edit

3 wrz 2016

Published 01:55 by with 2 comments

Moja Islay 2016 - Destylarnie: Kilchoman, Bruchladdich, Bowmore - wycieczka do Szkocji odc. 5



No i nadszedł ostatni dzień naszego pobytu na Islay. Należało spędzić go najlepiej, jak pozwoliły siły, gdyż kolejny miał być już tylko porannym pożegnaniem z wyspą, kilometrami lewostronnej jazdy do Glasgow i opóźnionym lotem do Modlina. Rzeczywistość dopadła nas pośród malowniczych zatok i nieskończonych torfowisk. Odrobinę pomogły degustacje i obiad w Bowmore, a także ostatnie zakupy i widok ślicznych, zielonych butelek w torbach. Ale po kolei. 

Na trzeci dzień zostawiliśmy sobie do zwiedzania destylarnie Kilchoman, Bruchladdich i Bowmore. Z jednej strony chodziło o bliskość ich położenia, z drugiej byliśmy już na tyle zmęczeni, że z góry odpuściliśmy sobie zorganizowane wycieczki. Akurat te trzy miejsca odwiedziliśmy bardziej z ciekawości, niż z miłości do smaków butelkowanego w nich złota. 

Przy planowaniu godzin odwiedzin w destylarniach korzystaliśmy z aktualnego Islay & Jura Destilleries Tour Times 2016.

KILCHOMAN:

Na pierwszy ogień poszła najmłodsza destylarnia wyspy. Kilchoman powstał w 2005 roku. Założenie nowej gorzelni na Islay zajęło więc 124 lata. Włożono jednak w to tyle serca, pracy i idei, że wynik końcowy przerósł najśmielsze oczekiwania konsumentów. Jest to świeża whisky, której główne wypusty leżakowały w beczkach po sherry lub bourbonie co najmniej 4 lata. Możemy spodziewać się już starszych edycji, choć firma olbrzymi nacisk kładzie na jakość i stara się ukazać walory smaku nie tyle związane z wiekiem ile np. z procesem produkcji, między innymi za sprawą używanego rodzaju jęczmienia. 



Do destylarni prowadzi wąska, kręta droga, a same zabudowania położone są pomiędzy jeziorem Loch Gorm, a wzgórzami odgradzającymi je od Bruchladdicha i pozostałej części wyspy. Umiejscowienie poszczególnych fragmentów gorzelni doskonale obrazuje ich strona internetowa: http://kilchomandistillery.com/our-farm-distillery. Na interaktywnej mapie dostrzec można miejsca, gdzie dzieje się cała magia, od alembików przez magazyny, po sklep firmowy.





Kilchoman oferuje kilka atrakcji związanych ze zwiedzaniem, a także przytulną restaurację i bogato zaopatrzony sklep. My skorzystaliśmy jedynie z degustacji trzech osobnych wypustów z podstawowej oferty, która dostępna jest dla zwiedzających w cenie 5 funtów. a w jej skład wchodziły Kilchoman Machir Bay, Kilchoman 100% Islay, Kilchoman Sanaig i Kilchoman Loch Gorm (tak tak, 4 zamiast obiecanych 3). Destylaty był ciekawe, słodko torfowe, o wyczuwalnej młodości. W Polsce ich ceny zaczynają się powyżej 200 zł, więc tym bardziej warto skosztować. 

Poza powyższym nie zdecydowaliśmy się ani na zakupy, ani na obiad na terenie gorzelni - ceny były dość wysokie, więc ruszyliśmy w dalszą drogę. 

W ofercie zwiedzania znajdują się:

Destillery Tour -  1h, 6 funtów - zawiera zwiedzanie destylarni z degustacją dwóch dramów na koniec. 

Stillman's Tour - 1,5h, 20 funtów - zawiera zwiedzanie destylarni, szkolenie dotyczące historii gorzelni, produkcji whisky, beczkowania i butelkowania. Podczas tej wycieczki można spróbować świeżo wyprodukowanego New Make (destylat nieleżakowany), a także czegoś z jednej z aktualnie dostępnych beczek. 

Premium Tour - 1,5h, 25 funtów - jak wyżej, jednak degustacja dotyczy butelkowanych edycji firmy. 

Tutored Tasting - 0,5h, 15 funtów - jest to spotkanie w specjalnej sali degustacyjnej Kilchoman wraz ze szkoleniem dotyczącym misji, jaką stara się wypełnić firma, podczas którego otrzymamy także kilka dramów do spróbowania. 

tel: 44 (0)1496 850 011 
tel: 44 (0)1496 850 156
shop@kilchomandistillery.com
www.kilchomandistillery.com


BRUCHLADDICH:

Do Bruchladdich z Kilchoman dojechaliśmy w 20 minut. Po drodze warto zwrócić uwagę na wszędobylskie owce, które bardzo lubią przejść przez ulicę akurat wtedy, gdy nadjeżdża sznureczek aut. Opanowanie lewostronnego ruchu okazało się pikusiem, w porównaniu do umiejętności omijania ruchomych przeszkód, gdy z drugiej strony nadjeżdża TIR. Udało się. 




Sama destylarnia została wybudowana w 1881 roku i jak cała reszta na wyspie zmieniała właścicieli co kilka lat. Ostatnia zmiana nastąpiła w 2001 roku. Whisky tu produkowana znana jest głownie ze swojej złożoności. W ofercie firmy znajdziemy trzy marki: Bruchladdich, który w swoim założeniu ma być pozbawiony aromatów torfowych, jest za to rześki, słodki, z pewną dozą kwaśnych owoców, Port Charlotte, której poziom PPM sięga 40 i faktycznie stanowić może konkurencję dla pozostałych dymnych aromatów wyspy i wreszcie Octomore, który stanowi swego rodzaju eksperyment z możliwie największym nasyceniem destylatu fenolami (ponad 200 PPM). Każda marka ma swoją historię, jest silnie związana z konkretnym fragmentem wyspy i ma unikalne walory smakowe. Na szczęście podczas wizyty w sklepie, można tego wszystkiego doświadczyć osobiście w jednym miejscu.  

Sklep firmowy robi wrażenie. Podzielony jest na sekcje związane z ww. markami whisky, muzeum, znajdziemy w nim także akcesoria i gadżety związane z samą Szkocją. Nas zainteresował też kącik The Botanist - szkockiego ginu, tak świeżego i intensywnie ziołowego, że zdecydowanie może stawać w szranki z naszym Lubuskim. Pierwszy raz w życiu smakowałem gin na czysto i było to DOBRE. 
Wracając jednak do whisky, wystarczyło zamienić kilka słów z obsługą i w mig stanęły przed nami pękate szklaneczki z sezonowymi specjałami z każdej odmiany oferowanego tu alkoholu. Najbardziej przypadł mi do gustu Octomore 7.1 o ilości PPM równej 208. Był niezwykle świeży, ale i cierpki. Zdecydowanie różnił się od degustowanego przez nas jeszcze w Polsce Octomore 6.1. Niestety ceny butelek zaczynają się od 700 zł i bardzo szybko idą w górę, ale podczas nadchodzących festiwali zdecydowanie zachęcam do spróbowania. 



W związku z tym, że ponownie nie skorzystaliśmy z żadnej wycieczki, zadowoliliśmy się degustacją czterech wypustów gorzelni i po chwili wywietrzania procentów z organizmu, ruszyliśmy do Bowmore. 

W ofercie zwiedzania znajdują się:

Destillary Tour - 1h, 5 funtów - zwiedzanie destylarni z poznaniem techniki produkcji whisky i historii miejsca. 

Warehouse Experiance - 1h, 25 funtów - zwiedzanie połączone z degustacją w magazynie firmy, a także zniżka na zakupy w sklepie - 5 funtów z każdego biletu (jak w Ardbeg). 

tel: +44 (0)1496 850 190
mary.mcgregor@bruichladdich.com
www.bruichladdich.com


BOWMORE:

Na koniec zostawiliśmy sobie Bowmore. Od tego się wszystko zaczęło i tu się zakończyło. Nie chodzi nam tylko o fakt, że jest to najstarsza destylarnia wyspy, w dodatku umiejscowiona jest praktycznie centralnie, co ułatwia planowanie wycieczek. To tu po przybyciu na wyspę zrobiliśmy pierwsze zakupy i tu zamierzaliśmy zjeść ostatnia wieczerzę. A whisky? Cóż, żadne z nas nie było fanem destylatów z Bowmore. Wiem, że wśród czytelników znajdzie się wielu, którzy teraz przewrócą oczyma i wzniosą ręce ku niebu (albo pięści). Nie mamy nic na nasze usprawiedliwienie, poza tym, że...



Bowmore to doskonała destylarnia z wieloma genialnymi wypustami. Przykładem może być Bowmore Claret, Bowmore Black Bottle, czy Bowmore Devil's Cask. Pech chce, że są one bardzo drogie i raczej kolekcjonerskie, niż degustacyjne. Z kolei te ciut tańsze: Bowmore Legend, czy Bowmore 12 Y.O. zupełnie nie trafiają w nasz gust swoją kombinacją dymu, słodyczy i dużej dozy winności. Ta winność niestety kojarzy mi się z zapachem spoconego ciała podczas choroby, gdy nałykamy się leków. Zabijcie mnie, ale tak właśnie jest i choć próbowałem, Bowmore nawet w tej przystępnej cenie mnie nie przekonał. 




Gorzelnia położona jest praktycznie po drugiej stronie zatoki w stosunku do Bruchladdich. Siedząc w firmowym sklepie przy barze, możemy degustować alkohol ciesząc oczy pięknym widokiem na morze. Sklep sam w sobie oferuje kilka ciekawostek, jak np. wyżej wspomniany Devil's Cask w edycji trzeciej. Bar zaopatrzony jest nieźle, a za dzień dobry, miłe słowo i zainteresowanie tematem można spędzić czas przy darmowych samplach. Otrzymaliśmy do degustacji Bomore Legend, Bowmore 12 Y.O., Bowmore 15 Y.O. i Bowmore 18 Y.O.. Im edycja była starsza, tym większe było moje zainteresowanie smakiem. Podczas degustacji obsługa udzielała wszelkich istotnych informacji odnośnie danego wypustu, a przy okazji dbała o miły klimat, co oczywiście jest kluczem do zbudowania świetnych relacji z klientami. 


Historię destylarni szerzej opisujemy przy okazji degustowania Bowmore Legend i 12 Y.O. w dziale Degustacje.

W ofercie zwiedzania znajdują się:

Tour - 1h, 7 funtów - zwiedzanie połączone z degustacją jednego z wypustów i prezentem w postaci pamiątkowego kieliszka. 

Bowmore Tasting Session - (czas nieznany), 20 funtów - degustacja 4 wypustów destylarni w towarzystwie przedstawiciela Bowmore, który opowiada o każdym z nich. 

Craftman's Tour - (czas nieznany), 55 funtów - dogłębne zwiedzanie destylarni włącznie z degustacją w magazynie Vault No. 1 (najstarszym magazynie maturacyjnym w Szkocji).

Master's Destiller's Tour - (czas nieznany), 225 funtów - jest to event podobny do oferowanego przez Laphroaiga. Zawiera zwiedzanie destylarni, wizytę w magazynie Vault No. 1, lunch, wycieczkę do źródła wody pobieranej przez destylarnię, cięcie torfu, degustacje i miło spędzony czas w towarzystwie pracowników Bowmore, w grupie zaledwie 6 osób. 

Visitor Centre tel: +44 (0)1496 810 441
MBD.BowmoreDistillery@BeamSuntory.com
www.bowmore.com

Pisząc powyższy tekst mam wrażenie, jakby nasze degustacje ukazywały swoiste dziadowanie na uprzejmości pracowników destylarni. :-) to nie tak! Ludzie na Islay są niesamowici. Nigdzie dotychczas nie spotkałem tak spokojnych, uczynnych i bezinteresownych mieszkańców i każda chwila z nimi spędzona wydawała się magiczna. Stąd też dłuższe rozmowy i wymiana doświadczeń przy barach sklepowych, do których serdecznie namawiamy. Można dowiedzieć się wiele o ich pracy, normalnym życiu, a także nawykach. W Caol Ila poznałem na przykład historię rodziny naszej przewodniczki na trzy pokolenia wstecz, związaną właśnie z tą gorzelnią. W Ardbeg dowiedziałem się, że w weekendy na ich prywatnych stołach dominuje piwo i wódka, a nie whisky. W Bruchladdich natomiast poznałem wysokość zniżek pracowniczych, w związku z czym chciałem od razu swatać szwagra z panią z recepcji. Nie ma głupich pytań, a kolejna okazja może się długo nie pojawić - korzystajcie więc, niech Islay oczaruje Was tak, jak zrobiła to z nami.



Tymi słowy kończymy nasz Islay Poradnik 2016. Jeśli tylko będzie możliwość, zawitamy do Szkocji w przyszłym roku, ale kto wie, jaki region wybierzemy tym razem. Mamy jednakże niedosyt związany zarówno z Islay, jak i położnymi nieopodal Mull, Jura, Arran i Cambeltown przez fizyczny brak czasu na ich zwiedzanie. Dzięki temu jest nadal po co wracać.  

Mamy nadzieję, że niniejszy poradnik wspomoże Was w przygotowaniach do podróży. W razie jakichkolwiek pytań -zapraszamy do kontaktu mailowego lub za pomocą Facebooka. Wszelkie dane znajdziecie w dziale Kontakt.

Życzymy udanych wypraw i niesamowitych przeżyć, a także wielu ciekawych degustacji. Podróż już za Wami? Podzielcie się wrażeniami!

Autorzy:
Adam i Marika 

Zobacz także:

 
  
  


Read More
      edit

1 wrz 2016

Published 14:03 by with 0 comment

Chivas Regal 12 Y.O. - Miód na moje serce? - Degustacja #13



(czyt. sziwas regal)

Chivas Regal, to marka, której raczej nie trzeba nikomu przedstawiać - szkocka blended whisky, mająca trafić w segment klienta premium. Ekskluzywne opakowanie, wyraźne określenie wieku i bursztynowy (niestety sztuczny) kolor, a także etykieta z herbami, flagami i innymi złotymi upiększeniami mają przyciągać oko konsumenta. Patrząc na wyniki sprzedaży można powiedzieć, że ten zabieg jest udany. Czy jednak warto zapłacić 99 zł za butelkę 0,7 l produktu Chivas Brothers? Zapraszamy do lektury. 

Historia firmy podobno sięga początku XIX wieku, kiedy to jeden z braci - James, rozpoczął pracę w sklepie z luksusowymi artykułami spożywczymi należącym do Wiliama Edwarda. Gdy cztery lata później Edward zmarł podczas podróży do Hiszpanii, James przejął interes i wspólnie ze wspólnikiem - Charlsem Stewartem poszerzyli asortyment. Dzięki znakomitej jakości produktów sklep szybko zyskał renomę i w 1843 roku został odznaczony przez rodzinę królewską, stając się oficjalnym dostawcą dworu królowej Viktorii. Drugi brat - John dołączył do biznesu w 1857 roku zastępując Stewarta.

Pierwsze eksperymenty z blendowaniem whisky rozpoczęto na długo przed oficjalną premierą alkoholu pod rodzinnym nazwiskiem. Pierwsze blendy nosiły nazwy: Royal Glendee, Royal Strathythan i Royal Loch Nevis. Ich produkcja była podyktowana sporym zainteresowaniem i zapotrzebowaniem na luksusowy i delikatniejszy alkohol. W ten sposób, na początku ubiegłego stulecia, powstała wersja 25 Y.O., która podczas prohibicji królowała na salonach Nowego Yorku. Co ciekawe, najbardziej popularna obecnie - 12-letnia edycja została  wypuszczona dopiero w 1938 roku. 


W 1957 roku spółka Chivas Brothers stała się częścią koncernu Seagrams, dzięki czemu możliwy był zakup destylarni Strathisla, dostarczającej największą część alkoholu używanego podczas procesu blendingu. Następnie Seagrams został przejęty przez Pernod Ricard i tak jest do dziś. Najlepiej znane nam edycje powstały odpowiednio w 1997 - Chivas Brothers 18 Y.O. i w 2007 roku - druga odsłona Chivas Brothers 25 Y.O. Marka towarzyszyła też przez lata karierze Franka Sinatry, sponsorując jego trasę związaną z diamentową rocznicą kariery w 1990 roku (O miano ulubionego trunku Sinatry walczył także Jack Daniel's, który wypuścił nawet specjalną edycję swojej whiskey - Sinatra Select o mocy 45%, dojrzewającą w beczkach specjalnie wyżłobionych od środka, by zwiększyć powierzchnię kontaktu drewna z alkoholem i uzyskać wyjątkowy smak. Z piersiówką tego alkoholu podobno pochowano gwiazdora).

Ciekawostką jest sam proces produkcji blendów marki Chivas Brothers. Osobno mieszane są składowe grain whisky i malt whisky. Większość słodowych whisky mieszana jest w Speyside, skąd podróżują do centrali w Paisley, koło Glasgow. Tam dodawane są dopiero whisky zbożowe i następuje butelkowanie alkoholu. Firma traktuje blendowanie bardzo poważnie (całkiem słusznie), uznając kunszt blendera za formę sztuki. Jaki jest wynik tego artystycznego procesu?



Oko:
Barwa słomkowa, wpadająca w złoto - szkoda, że wynika to z dodatku karmelu.

Nos:
Momentalnie wyczuwalne aromaty Speyside. Spora ilość wanilii, kwiatów, płatków śniadaniowych i suszonych owoców. Mieszanka dość bogata, jak na 12 lat. Brakuje mi konkretnego, wyraźnego charakteru, ale jednocześnie całość jest spójna i przyjemna. 

Smak:
W smaku gładka, delikatna i zupełnie nieagresywna. To whisky, która powinna smakować każdemu, choć nie spędzimy godziny, dyskutując nad jej głębią. Na języku czuć gryczany miód, migdały, susz, i maślaną słodycz toffi. Temu wszystkiemu towarzyszy jeszcze słód jęczmienny i dębina z beczki po bourbonie. Kojarzy mi się ze Świętami. Po chwili nadchodzą nuty bardziej wytrawne i kwaśne, ale wszystko faktycznie komponuje się doskonale.

Finisz:
Średnio długi, lekki, z posmakiem brzoskwiń i banana.

Podsumowanie:
W całej tej mieszance uderza we mnie charakter szkockiego Speyside. Mam wrażenie, jakby wyczuwalne były elementy Glenliveta, ale jednocześnie trunek jest dojrzalszy, za sprawą innych składowych. Przyznaje, podchodziłem do tego blenda bardzo sceptycznie. Nie był to mój pierwszy kieliszek produktów braci Chivas, ale przy tylu ciekawostkach, jakie oferują single malt, do popularnych blendów podchodzę z rezerwą.  Zaskoczyła mnie jego gładkość i łatwa pijalność. To bardzo ciekawa propozycja dla osoby rozpoczynającej swoją przygodę z whisky, dla której Ballantine's jest za słodki, a Grants, czy Johnnie Walker zbyt pikantny. W cenie 99 zł dostaniemy całkiem porządny (mimo mocy 40% ABV, filtracji na zimno i dodatków kolorystycznych) blend. Na mojej liście, jedynym konkurentem w tym przedziale cenowym może być Johnnie Walker Double Black. Jeśli ktoś nie przepada za dymkiem, to Chivas będzie w sam raz. 


Autor:
Adam Kucharuk
Marika Wójcik - Kucharuk
Read More
      edit