22 cze 2016

Published 07:49 by with 0 comment

Laphroaig Select - Nosem przez Islay - Degustacja #4

(czyt. lafroig)


Do destylatów z rodziny Laphroaig podchodzimy zawsze z wielką uwagą. Należymy do Friends of Laphroaig (więcej szczegółów przy degustacji Laphroaig 10 Y.O.) - co traktujemy bardzo poważnie ;) ! Zdajemy sobie sprawę, że jest to na tyle specyficzna whisky, że wymaga ona cierpliwości, spokoju przy degustacji i dużej dozy tolerancji. Nagradzani jednak jesteśmy niezwykłymi doznaniami i mimo, że medyczno-torfowe aromaty mają pewnie tylu wielbicieli, co krytyków, to nie można przejść obok zielonej butelki obojętnie. Dlatego też z przyjemością sięgneliśmy po Laphroaig Select. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, przejeżdżając przez Lublin, trafiliśmy na sklep firmowy Stock, umiejscowiony tuż przy rozlewni alkoholi tej firmy. A tam, pośród wielu wódek i nalewek, czekała na nas buteleczka Select w cenie 140 zł. Grzechem byłoby więc nie zdegustować. Oczywiście wszystko tylko po to, by móc podzielić się wrażeniami! 

Laphroaig Select to świeża propozycja destylarni z Islay, ujrzała światło dzienne stosunkowo niedawno, bo w 2014 roku. Swoją nazwą nawiązuje do procesu selekcji odpowiednich beczek, jakie używane były podczas jej produkcji. Poza beczkami po bourbonie, stosowane są tu nowe beczki z amerykańskiego dębu (virgin oak), dzięki którym alkohol miał zyskać na wyrazistości i aromacie, wraz z beczkami z dębu europejskiego po sherry Oloroso i PX, a także dębowe beczki typu quarter cask. Zastosowanie amerykańskiego dębu ma także nawiązywać do historii destylarni i olbrzymiego wpływu, jaki miał Ian Hunter (właściciel destylarni) na produkowany tu alkohol. W ramach poszerzania horyzontów, prawie 80 lat temu odbył on podróż do korzeni amerykańskiego bourbona i zebrawszy tam potrzebną wiedzę, postanowił wykorzystać inne rodzaje dębu, poza stosowanym do tej pory - europejskim, w procesie tworzenia doskonałej whisky.



Dość historii i marketingu. Czas na brutalną prawdę. Zielona butelka Laphroaig Select to destylat typu NAS (no age statement) o mocy 40% i dość przystępnej cenie. Według producenta mamy do czynienia z naturalnym kolorem trunku, co zdecydowanie trzeba pochwalić. Moc alkoholu sugeruje stosowanie fitracji na zimno, za czym nie przepadamy.



Oko:

Kolor słomkowy, blady, ale naturalny.


Zapach:
W nosie dzieje się najwięcej. Pierwszy raz miałem do czynienia z takim chaosem i transformacją alkoholu w zależności od czasu, w jakim pozostawał w kontakcie z tlenem. Za pierwszym razem, gdy zanużyłem nos w kieliszku, uderzył mnie dualizm Selecta. Z jednej strony czuć rodzinne korzenie destylatu. Mamy tu więc fenole, akcenty medyczne, torfowe i odrobinę soli. Z drugiej jednak, ku mojemu zdziwieniu, doskonały summer dram, który wita mieszanką świeżych jabłek, agrestu, gruszek i trawy wykoszonej przed chwilą na łące.
Magia pojawiała się, gdy po pierwszym kosztowaniu whisky powróciłem do jej armoatów. Okazało się, że mamy tu wiele bonusów, których wcześniej nie wyczułem. Najmocniej czuć cynamon, potem gożdziki i znów zielone jabłka. Im dłużej zwlekałem z kolejną degustacją, tym więcej nowości pojawiało się nad kieliszkiem. Na koniec pojawiła się wyraźna mięta i inne ziołowe elementy. To młody destylat, ale zastosowanie róznych rodzajów beczek spowodowało spore zamieszanie w nosie.


Smak:
W porównaniu do zatrzęsienia zapachów, na języku dzieje się zdecydowanie mniej. Alkohol jest oleisty, ale lekki. Uderza wytrwaność, winność i delikatna, owocowa słodycz. Potem pojawia się troche dymku, torfu i soli znanej z wersji dziesięcioletniej, ale tu jakby spłaszczonej. To nie jest wizyta w zatłoczonym szpitalu, najwyżej w dyżurującej w weekend aptece. Alkohol ma swój charakter, ale przy mocy 40% brakuje tu wyrazistości i nuty pikanterii. Osobiście chciałbym móc spróbować Selecta w wersji 46%. Byłoby to doskonałe dopełnienie bogactwa, jakie sugeruje zapach.


Finish:
Średnio długi, wytrawny i lekko kwaśny.


Podsumowanie:
Laphroaig Select to doskonały wybór dla tych, którzy chcieliby rozpocząć przygodę z Islay, lub dla których Laphroaig 10 Y.O. jest zbyt dużym wyzwaniem. Jest to whisky skierowana do mniej doświadczonego fana złotej królowej, a w tej cenie chce się brać jak komornik zaległą zapłatę. Spotkałem się też z cenami w okolicach 200zł, także warto się dwa razy zastanowić i poszukać korzystniejszej opcji. Zapach jest tu największym atutem. To, co się działo w nosie, przeszło moje najśmielsze oczekiwania, jednak po degustacji pewnie przez jakiś czas nie wrócimy do tej wersji. Dla fana destylarni jest to obowiązkowy dram, ale po wykonaniu tego kroku, nie będziecie się zbyt często obracać za siebie. Zbyt wiele niesamowitych butelek jeszcze przed nami. 




Zobacz także:

Autor:
Adam Kucharuk
Marika Wójcik - Kucharuk

      edit

0 komentarze:

Prześlij komentarz