11 wrz 2016

Published 10:19 by with 0 comment

Charakter whisky ze Speyside - Propaganda Alkohole - Wydarzenia #4



Speyside to region delikatności, subtelności, prostoty, ale i głębi. Położony w dorzeczu rzeki Spey, w szkockich Highlands. Zazwyczaj kojarzy się z whisky dla początkujących. Znajdziemy tam mnóstwo nut owocowych, miodowych i kwiatowych. Oczywiście, destylaty im dłużej są leżakowane, tym bogatsze wnętrze posiadają. Zupełnie odwrotnie niż np. w przypadku whisky z Islay, gdzie właśnie młody alkohol najlepiej prezentuje torfowy charakter
Na terenie Speyside znajduje się obecnie ok. 50 destylarni, każda wyróżniająca się wyjątkową kompozycją smaków i zapachów w swych produktach. Znajdziemy tu wielkich producentów, jak Glenfiddich, Glenlivet, czy Macallan, ale i mniejszych, znanych lepiej koneserom - Benromach, BenRiach, Longmorn. Każdy fan złotej królowej alkoholi powinien móc znaleźć tu coś dla siebie. Jednak, gdy w ostatnie sobotnie popołudnie wybieraliśmy się na degustację pod szyldem "Charakter whisky ze Speyside" organizowaną przez sklep Propaganda Alkohole, nie miałem wysokich oczekiwań. 
W Speyside znajdziemy wiele perełek wartych pochylenia się z szacunkiem nad kieliszkiem. Z drugiej strony nie oszukujmy się - bezpłatna degustacja zazwyczaj nie ma na celu koncentrowania się właśnie na takowych. Zwykle producent, czy sklep, korzystając z nadwyżek towaru stara się przyciągnąć nowych klientów, a starych skusić promocyjnymi cenami. Szliśmy więc bardziej z ciekawością, niż nadzieją w sercach. 
Tego dnia organizowane były trzy sesje degustacyjne. Każda, jak się okazało, zebrała po kilkanaście zainteresowanych osób i pozwoliła na zapoznanie się z ofertą sklepu, przemiłą obsługą i głównodowodzącym firmy w postaci pana Kamila Orłowskiego. Co jednak najważniejsze - naszemu sceptycznemu nastawieniu dała kopa w krocze i lekcję na przyszłość. Do rzeczy. 


Degustację rozpoczęliśmy od kieliszka bledned whisky Hankey Bannister w wersji 12-letniej, co pomogło przełamać lody i nadać odpowiednie tempo wydarzeniu. Blend przypadł nam do gustu. Zdecydowanie jest pijalny bez coli, czy lodu, choć nie ma co doszukiwać się tam wyjątkowej głębi. Spora doza miodu, suszonych owoców, karmelu i rodzynek powinna spodobać się osobom stawiającym pierwsze kroki w świecie whisky. Nie jest to jednak jakość porównywalna z produktami Compass Box, czy Douglas Laing. 

Gdy pan Kamil rozpoczął wstęp do degustacji whisky z prezentowanego tego dnia regionu, ku mojemu zaskoczeniu w naszych kieliszkach znalazła się Strathisla 12 Y.O. Przyznam, że fakt ten ucieszył mnie podwójnie. Po pierwsze, właśnie publikowaliśmy noty degustacyjne dotyczące produktów Chivas Brothers: Chivas Regal 12 Y.O. i Chivas Regal 18 Y.O., a przed nami jeszcze wersja 25-letnia. Strathisla jest jest jednym z głównych składników tych blendów i miło było porównać ich aromaty. Po drugie, tak się składa, że Strathisla zazwyczaj używana była do produkcji whisky mieszanych i rzadko występuje w wersji single malt. Do tej pory nie miałem okazji jej spróbować i przy tym właśnie kieliszku zdałem sobie sprawę, jak nietrafione było nasze nastawienie przed degustacją


Strathisla to ciepła, delikatna whisky z nutami cynamonu, słodyczą toffi i pieczonego jabłka. Zarówno aromat, jak i smak, przykuły na chwilę uwagę i z uznaniem staraliśmy się wyłapać jak najwięcej ciekawostek. Prowadzący zachęcał do konwersacji, wymiany opinii i podsycał atmosferę degustacji anegdotami związanymi z destylarnią. Osobiście zabrakło mi większej ilości procentów. Strathisla w wersji 12-letniej butelkowana jest z mocą 40% ABV, co wydaje się odrobinę za małym woltażem. Poza tym, niestety, jest filtrowana na zimno i zawiera karmel. Z chęcią spróbowałbym tego destylatu w wersji bez marketingowej obróbki. 

Kolejny na stole pojawił się Longmorn the Destiller's Choice. Znów miłe zaskoczenie, choć gdy próbowałem Longmorna podczas tegorocznego festiwalu w Jastrzębiej Górze, także zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Degustowana wersja miała moc 40% ABV. Została przefiltrowana i ślicznie podbarwiona. Straciła też oznaczenie wieku, gdyż producent zdecydował się na wersję NAS (no age statement). W smaku bardziej pikantna, z wyraźnymi nutami skoszonej trawy, łąki, zielonych owoców, a także czekolady, toffi i korzennych przypraw. Znów zabrakło odrobiny wysiłku producentów, aby tak przyjemną bazę uświetnić odrobiną głębi, ale dobrze sprawdziła się jako kolejny szczebel na przygotowanej drabinie smaków Speyside. 


Następny miał być bardzo dobrze znany na naszym rynku Singleton 12 Y.O. i przyznam, że choć faktycznie stanowi dla mnie doskonały przykład whisky z regionu Speyside, to jest dość nudy, oklepany (przynajmniej dla mnie) i po wcześniejszych ciekawostkach, zdawał się stopować dynamikę wydarzenia. Pamiętam, że jeszcze dwa lata temu, gdy pierwszy raz miałem okazję spróbować Singletona wydawał mi się ciekawy ze względu na swoją prostą konstrukcję. Jego łagodność, niewielka oleistość i przejrzystość smaku była kusząca i do tej pory uważam, że to jedna z tych whisky, od których powinno się zaczynać. Często jest też przedmiotem promocji w supermarketach, więc nic, tylko brać i smakować. Może jednak okazać się, że, mimo łatwej pijalności, nie znajdziemy tam zbyt wielu argumentów, aby sięgnąć po nią ponownie. Ot, taki single malt w sam raz na jeden raz. 

Prowadzący postanowili jednak urozmaicić degustację food pairingiem. Przed nami postawiono talerzyk z kawałkami doskonałych krówek, które następnie... posolono. Nowe doznania na chwilę poraziły kubeczki smakowe. Miałem wrażenie, że język pokryty jeszcze słodkim filmem, wyłapywał z zawartości kieliszka głównie procenty, ale część osób poczyniła zgoła odwrotne obserwacje. Według nich krówki wraz z solą doskonale uwydatniły smak whisky. Pomysł wydał się ciekawy, mimo niejednakowych rezultatów - warto spróbować

Do tej pory mieliśmy okazję posmakować przyjemnych, łatwo pijalnych whisky, które choć może nie zawierały wielkiej głębi, to dobrze wpisywały się w motyw przewodni spotkania. Kolejna butelka sprawiła jednak, że kolejny raz z uznaniem pokiwałem głową. Oto przed nami pojawił się Benromach 10 Y.O. z mocą 43% i ciekawym aromatem wędzonej szynki, dymu z ogniska, delikatnego sherry oraz słodyczą suszonych owoców. Na ten moment czekałem. Nie da się ukryć, że torfowe smaki, to to, co moje podniebienie lubi najbardziej. Benromach od niedawna gości w Polsce i choć miałem okazję degustować inne wersje, to ta mi umknęła. Podobno stanowi przykład whisky, jaką robiło się w Speyside w dawnych czasach i ta definicja przypadła mi do gustu. Zapach zapowiadał alkohol brudny, ciężki i głęboki, ale smak był wyjątkowo pozbawiony sugerowanej dozy dymności, za to ukazywał to, co w Speyside najlepsze. 

I znów niespodzianka. Tym razem mogliśmy porównać doświadczenia smakowe, łącząc whisky z serami: Cheddar i Parmezan. Choć połączenie parmezanu z Benromachem wydawało się spójne, to doszliśmy szybko do wniosku, że Benromach z Benromachem jest najlepszym rozwiązaniem. 


Przedostatnią degustowaną butelką był BenRiach 12 Y.O Sherry Wood i było to DOBRE. To whisky aromatyczna, bogata i lekko pikantna. Zdecydowanie dominuje tu posmak dębiny, sherry, rodzynw, cynamonu i miodu, a wszystko to skąpane w 46% alkoholu. Osobiście uważam, że 46% ABV jest najlepszym stężeniem, pozwalającym jeszcze na degustację bez nieprzyjemnych dla kubeczków smakowych doznań, a jednocześnie zapewniającym surową pikantność na podniebieniu. BenRiach spełnił moje oczekiwania, choć dymne nuty Benromacha wydawały się prowadzić w rankingu dotychczas próbowanych specjałów. 

Gdyby w tym momencie zakończyła się degustacja, pewnie właśnie tak wyglądałby werdykt. Jak się domyślacie, tak się nie stało. Na początku pisałem o porządnym kopie zadanym mojemu sceptycyzmowi - ten właśnie miał nadjeść. 


Od jakiegoś czasu czaję się przy szafie, w której trzymam kolekcjonowane butelki i walczę z pokusą otwarcia skrywanej tam Aberlour A'Bunadh. Jest to Batch 49 o mocy 60,1%, z pięknie zalakowanym korkiem, przypominający mi o jednej z pierwszych degustacji, w jakich brałem udział. Tak, jak nie przepadam wyjątkowo za wersją Aberlour 12 Y.O., czy nawet 16 Y.O., to A'Bunadh jest moim faworytem i gdy zobaczyłem, że właśnie tę whisky, właśnie z tego batcha, wybrano na koniec wydarzenia, uśmiech rozciągnął się na całą twarz. To whisky bogata, złożona, o dominujących aromatach sherry, ciemnej czekolady, dębiny i wigilijnego suszu. Mimo 60% ABV pije się ją gładko. Jest pikantna i należy uważać na ilość, bo procenty szybko uderzają do głowy, ale jest warta swojej ceny pod każdym względem. Według specjalistów poszczególne batche mogą się od siebie subtelnie różnić, ale nie spotkałem się z wydaniem odbiegającym od wysokich standardów, do jakich przyzwyczaa nas ta marka.

Na tym zakończyliśmy degustację... prawie :-)

Należy wspomnieć, że każda zaproponowana butelka była szczegółowo omawiana przez prowadzącego. Padające z naszej strony pytania sprawiły, że nie był to wykład, ale konwersacja i wymiana poglądów. Dzięki temu klimat niespełna dwugodzinnej degustacji był luźny i przyjemny. Przemiła obsługa zapewniała wodę, napełniała puste kieliszki i także oferowała odpowiedzi na pytania, które w ostatniej chwili przychodziły do głowy.

Wychodząc, sprawdziliśmy jeszcze promocyjne ceny degustowanych butelek. Nie ukrywam, że Benromach kusił. Jest duża szansa, że dołączy on do naszej kolekcji i spocznie przy Aberlour A'Bunadh






Na "do widzenia" w naszych kieliszkach znalazł się jeszcze Johnnie Walker Green Label, który niedawno powrócił z azjatyckich rynków i zdecydowanie uważam, że przy tym stosunku ceny do jakości, jest to najlepszy Jasio, jakiego oferuje Diageo. Z uśmiechami na twarzach żegnaliśmy się z prowadzącymi. Biorąc pod uwagę, że planowana jest cykliczna powtórka imprezy, odwiedzimy strefę Propagandy przy okazji prezentacji innego regionu. 


Autor:
Adam Kucharuk
Marika Wójcik-Kucharuk


      edit

0 komentarze:

Prześlij komentarz