29 sie 2016

Published 21:55 by with 0 comment

Whisky Festiwal - Jastrzębia Góra 2016 (PO) - Wydarzenia #3



 Stało się !!! Wróciliśmy z tegorocznego Whisky Festiwal w Jastrzębiej Górze i żyjemy. Ach, i co to za życie ! Ponad sto rożnych rodzajów whisky, kilkadziesiąt znanych marek, master classy, whisky, koncerty, stand-upy i whisky. Czy pisałem już o whisky? 

O przygotowaniach do wyjazdu pisaliśmy tutaj, więc nie będę tracił czasu i przejdę do szczegółów. A jest o czym pisać.

Pierwszy dzień spędziliśmy częściowo w drodze. Do Jastrzębiej Góry, dzięki pięknej pogodzie i natarciu rodaków na wybrzeże, dotarliśmy w piątek po południu i po delikatnym odświeżeniu się, złapaliśmy aparaty w dłonie i pomaszerowaliśmy do Domu Whisky. Mimo późnopopołudniowej godziny przed wejściem wciąż stały kolejki, co już nas zaskoczyło. Zakładaliśmy zwiększone zainteresowanie festiwalem, ale przyznam, że ogólna liczba uczestników przerosła nasze oczekiwania. Miejscami trudno było przejść, a co dopiero dopchać się do "kranika". 


Szybko spotkaliśmy znajome twarze. Janek z Johnnies Whiskies wskazał jego zdaniem najciekawsze butelki, Sebastian Lepa z Diageo polecił perełki z ich firmowego stoiska, a chłopaki z "Whisky my wife" wyzwali nas na pojedynek szachowy. Przyjęliśmy wyzwanie (rozłożymy Was na łopatki przy najbliższej okazji :-) ) i ruszyliśmy na podbój festiwalu. 



Wszędzie coś się działo. Na scenie festiwalowej ktoś (kogo szczerze mówiąc nie znam) starał się rozbawić gości. Zbudowane obok sceny igloo przyciągało tłumy gapiów. Stołówka pękała w szwach, dookoła krążyli dudziarze. W pierwszej chwili tworzyło to aurę sporego zamieszania. O ile w zeszłym roku miałem wrażenie, że festiwal przyciągnął głównie koneserów złotego trunku i gawędziarzy, tak w tym roku dla większości stał się chyba imprezowym biforkiem i afterkiem w jednym. Gdy słońce chyliło się ku ziemi, pierwsze zwłoki wynoszono za bramę. 


W tym czasie zdążyliśmy poznać propozycje wszystkich wystawców, a że w ramach dwudniowych zaproszeń otrzymaliśmy po dziesięć kuponów, postanowiliśmy je wykorzystać. Tu kolejna niespodzianka. Odnieśliśmy wrażenie, że mniej było propozycji w cenie biletu, a większość dość podstawowych edycji kosztowało jeden lub dwa kupony. Kolejny drobny zgrzyt, ale przestaliśmy kręcić nosami, będąc świadkami rozmowy przy stoisku Domu Whisky - w odpowiedzi na delikatne marudzenie klienta, pan w kilcie stwierdził, że jak on (narzekacz) zrobi festiwal, to niech go zaprosi, a wtedy ten chętnie zrewanżuje się oceną. Faktycznie, miał rację - przybyliśmy, aby celebrować dobro, jakim jest złota królowa alkoholi, a nie porównywać, czy ten, czy tamten festiwal był lepszy. Wzięliśmy się więc do roboty.

Dopiero głód wygnał nas poza tereny festiwalowe, a po jedzeniu zmęczenie wzięło górę. Jak się okazało, drugi dzień był prawdziwym strzałem w dziesiątkę i jakiekolwiek piątkowe zgrzyty poszły w zapomnienie, bo w sobotę...


W sobotę zaczęliśmy o dziesiątej. Ludzi garstka, stoiska otwarte i wreszcie możliwość uwiecznienia pięknych butelek w całej ich okazałości. O jedenastej siedziałem na piętrze Domu Whisky w towarzystwie Sir Colina Hampden - White'a oraz Charlesa MacLeana i nie wierzyłem, że chłonę wiedzę od największych znawców tematu w świecie whisky. Do degustacyjnych propozycji Stilnovisti - organizatora ww master class, podchodziliśmy ostrożnie, ponieważ poprzedniego dnia zapoznaliśmy się z Rage Whiksy i przypadek chciał, że zaczęliśmy od, delikatnie mówiąc, nieciekawej. 9-letni Girvan okazał się tak niesmacznym destylatem, że idąc śladami kilku wcześniejszych degustatorów szybko wylaliśmy pozostałości z kieliszków. Jak się potem przekonalismy, pozostałe wypusty były genialne i zarówno 5YO Blend Rage Whisky, 8YO Islay Rage Whisky, Peatside Rage Whisky, jak i Puffin Whisky 18 YO bardzo przypadły mi do gustu. 


W tak znamienitym towarzystwie rozmawialiśmy o filtracji na zimno, odpowiedniej maturacji, a także butelkowaniu alkoholu. Ku mojemu rozczarowaniu - nie byłem w stanie wyłapać aromatu wywaru z kurczaka w jednym z kieliszków, ale nie śmiem porównywać mojego nosa do nosów specjalistów. Na koniec zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia, a butelka 9-letniego Girvana, jaką dostałem w prezencie, opatrzona autografem mistrza MacLeana nagle zyskała wartość złota (choć pewnie nigdy nie zostanie otwarta).






Do degustacji wróciliśmy po lunchu. Przyszła pora na stoisko Diageo, gdzie Łukasz z Whisky Box przekonał nas do 14-letniego Clynelisha, 25-letniego Taliskera i 30-letniej Caol Ila, następnie na stoisku An.Ka Wines, Janek ugościł nas Longmornem, Caol Ilą w CS i Linkwoodem, a na koniec Daniel z Best Whisky Market nalał 12-letniego Highland Park, w wydaniu sprzed kilkudziesięciu lat. 

Najlepsze zostawiliśmy na koniec. Dzięki uprzejmości Diageo i Sebastiana Lepy - ambasadora firmy, mogliśmy spróbować whisky z najwyższej półki. Dzięki otrzymanym zaproszeniom liczyliśmy, że otrzymamy kieliszki z 14-letnim Clynelishem, 16-letnim Lagavulinem i 37-letną Brorą, co już przyprawiało o szybsze bicie serca. Brora to zamknięta destylarnia, której znakomite butelki warte są około 6 tysięcy złotych. Jak się okazało, prowadzący podkręcili temperaturę i zamiast Clynelisha na stole pojawiła się 32-letnia Port Ellen. Jeśli ktoś jej nie zna - ma do tego prawo. Cena butelki wynosi 11 tysięcy złotych, a kieliszek degustacyjny podczas festiwalu 80 kuponów (400 zł). Przy prezentacji butelki po sali przeszedł pomruk zdumienia, z którego można było zrozumieć głównie szczęśliwe "...o kur...". 






Sam miałem przyjemność degustować zarówno Brorę, jak i Port Ellen w zeszłym roku, podczas Diageo Special Releases 2015 i wtedy Brora została moją ulubioną whisky. Po tych kilku miesiącach zmieniam zdanie i Port Ellen zachwycił mnie na tyle, że po samej degustacji okazało się, że zakupione wcześniej kupony już mi się nie przydadzą. Jak mógłbym próbować innych wypustów po czymś takim? Jej złożoność, dymność, bogactwo i ciągła przemiana w kieliszku sprawiły, że przez kolejną godzinę błąkałem się pomiędzy wystawcami, nie mogąc się na nic zdecydować. Marcin chyba czuł to samo, choć nim zawładnęła Brora. 



Z "trudem" wydaliśmy nasze kupony, zapoznaliśmy się z kilkoma nowymi osobami (z którymi mamy nadzieję zobaczyć się podczas Live Warsaw Festiwal 2016 w Warszawie), wymieniliśmy ostatnimi komentarzami i wyszliśmy z uśmiechami na ustach. Na ostatni dram wybraliśmy Aberlour A'Bunadh batch no. 55 i pomaszerowaliśmy ku zachodzącemu słońcu. 




Kilka festiwalowych spostrzeżeń i refleksji:

Jako fanom Ardbega, bardzo spodobało nam się stoisko tej destylarni. W cenie biletu można było spróbować Ardbeg 10 Y.O., Ardbeg Uigeadail i Ardbeg Corryvreckan. Za trzy dodatkowe kupony dostępny był też tegoroczny Dark Cove, który zaciekawił nas głębią sherry i cierpkością na języku. Z mrocznego bagniska wersji Corryvreckan przeszliśmy spacerem do lasu - whisky przeobraziła się w wyciąg z igliwia i żywicy i było to dobre. 


Mieliśmy też możliwość spróbowania nowości na rynku alkoholowym w postaci bardzo młodych destylatów, które mimo rzekomego leżakowania w beczkach po innych alkoholach smakowały jak zwykły bimber. Pochodzimy z dzikiego wschodu i nie mamy nic przeciwko świeżemu destylatowi. Ba, zdecydowanie wspieramy rodzimą produkcję "na własne" potrzeby. Zdarza się jednak, że czasem coś nie trafi w nasze gusta, a te butelki zdecydowanie nie trafiły. 


Stoiska Best Whisky Market, An.Ka Wines i Domu Whisky zdawały się oferować najwięcej perełek, propozycji niezależnych bottlerów i wiekowych edycji znanych marek. Choć początkujący, jeszcze bez dogłębnej znajomości własnych upodobań, mogli być onieśmieleni i zagubieni, to dla osób świadomych punkty te stanowiły jedyne słuszne miejsce na całym festiwalu. 

M&P Alkohole stanęło na wysokości zadania i gdy już udało się dopchać do lady, można było spróbować ciekawych destylatów z Japonii, Indii, czy oczywiście Szkocji.  




Planujemy oczywiście odwiedzić festiwal w roku 2017, jednak mamy nadzieję, że będzie mu towarzyszył klimat "drugiego dnia" i powróci motyw przewodni, jakim jest miłość do whisky. Stand-upowcom, których występy bazują na szokowaniu podpitej publiczności słowem "cipa", dziękujemy. Uwielbiamy mroczny humor, nie mamy nic przeciwko wulgaryzmom, wtedy, gdy mają jakikolwiek sens, a tutaj go nie wychwyciliśmy. Koledzy kończący wieczór zgonem w asyście ochrony - macie cały rok, żeby nauczyć się wyłapywać dobry moment na odstawienie kieliszka! ;-)

Ostatnie słowa kierujemy ponownie do Sebastiana z Diageo - Dziękujemy :-) 

Autorzy:
Adam Kucharuk
Marika Wójcik - Kucharuk
Marcin Wójcik

      edit

0 komentarze:

Prześlij komentarz