Prom przecinał fale przy jednostajnym szumie silników. Nakryłem się szczelniej kapturem, bo chłodny wiatr odnalazł kolejną lukę we wcześniej szczegółowo obmyślonym na tę wyprawę stroju. Przez chwilę smętnie wpatrywałem się w jedno puste miejsce na pokładzie dla pojazdów, w którym mogło się zmieścić nasze autko. Ktoś z obsługi wyprodukowanego w Gdańskim porcie promu "Finleggen" nie grywał w Tetrisa w toalecie. Peugeot 208, którego wypożyczalnia wydała nam zamiast zamówionego wcześniej Golfa V i który jak ulał pasowałby do wolnej miejscówki, został na portowym parkingu. Wzruszyłem ramionami. Żona uśmiechnęła się pocieszająco, widząc grymas na mojej twarzy. To był naprawdę ciężki dzień, a nie miał się skończyć jeszcze przez kilka godzin.
- Idziemy na przód? - spytała.
Skinąłem głową, obejmując ją ramieniem.
Tego dnia musieliśmy wstać przed szóstą, przejechać lewą stroną jezdni ponad 150 km z Glasgow do Kennacraig, zmieniając biegi lewą ręką i wszystko inne robiąc na opak, zjeść resztki kanapek z poprzedniego dnia, gdyż wszystkie restauracje otwierano po południu i na koniec czekać ponad cztery godziny w aucie, w nadziei, że kolejny prom (w przeciwieństwie do tego, na który kupiliśmy bilety) będzie miał działającą hydraulikę i że wystarczy w nim dla nas miejsca. Dla samochodu ponoć nie starczyło. Pozostało już tylko dopłynąć do Port Askaig, wezwać taksówkę i odnaleźć zarezerwowany wcześniej i położony po drugiej strony wyspy domek. Jeśli choć w połowie będzie wyglądał tak, jak na zdjęciach z internetowej strony, to ten dzień zostanie uznany za znośny, mimo dotychczasowych perypetii i jedzenia na promie, które, delikatnie mówiąc, nie należało do najlepszych i z perspektywy czasu nie możemy wyjść z podziwu, że wysiedziało w żołądkach tak długo.
Wolnym krokiem, idąc pod wiatr, skierowaliśmy się na czoło promu. Gdzieś przed nami zza chmur przebijały się promienie słoneczne. Po lewej stronie mijaliśmy przyklejone od wewnątrz do okien twarze dzieci. Sięgnąłem po aparat, sprawdzając stan baterii. Do tej pory nie miałem okazji skorzystać z nowej karty pamięci, jednak gdy wspięliśmy się na schody prowadzące na pomost obserwacyjny, poczułem, że może zabraknąć na niej miejsca. Nie wiedziałem, czy karmić oczy widokiem wyłaniającej się na horyzoncie stolicy szkockiego torfu zza okularów, czy zza wizjera aparatu. To, co zobaczyliśmy, przeroso nasze oczekiwania i nagle całe zmęczenie tego dnia zniknęło bez śladu, a ja poczułem ukłucie satysfakcji. Byłem w domu.
O Islay (czyt. ajla) dowiedziałem się kilka miesięcy po tym, jak pierwszy raz świadomie zdegustowałem whisky. Początkowo torfowe smaki, jakie głównie prezentuje 8 destylarni ulokowanych na wyspie, nie były moimi ulubionymi. Szybko się to zmieniło, gdy słodycz i owocowość Speyside przestały mnie zadowalać. Pierwszy Ardbeg i Laphroaig wykręcały mordę, ale od początku wywołały ciekawość. Chciałem więcej i tak trafiłem na różnego rodzaju festiwale, degustacje i promocje, a w lutym roku 2016 otrzymałem najwspanialszy prezent urodzinowy - bilety lotnicze do Glasgow i wynajęty na lipcowy tydzień domek. Przyznaję bez bicia, tamtego dnia trochę popuściłem z radości.
Minęło pół roku i stało się. Stałem na promie do jednego z dwóch portów wyspy Islay, a gdy dobijaliśmy do brzegu, nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. Miałem za sobą bardzo intensywny dzień, ale przede mną były kolejne cztery w niebie dla fana whisky.
Aha, żeby nie zarzucić mi zbytniego entuzjazmu, bywałem już wcześniej za granicą, widziałem odrobinę świata, ale jak na razie ziemia Bravehearta zrobiła na mnie największe wrażenie. W podrozdziałach tego artykułu postaram się przybliżyć Wam moje doświadczenia z Islay, a także podzielić się informacjami o przygotowaniach do wyprawy. Wszystkich fanów złotej królowej alkoholi, a także zupełnie początkujących w temacie zapraszam do lektury.
1. Przygotowanie do wyprawy - koszty/rezerwacje/czas
2. Historia wyspy i natura
3. Destylarnie: Bunnahabhain i Caol Ila
4. Destylarnie: Ardbeg, Laphroaig, Lagavulin
5. Destylarnie: Bowmore, Kilchoman, Bruchladdich
Aha, żeby nie zarzucić mi zbytniego entuzjazmu, bywałem już wcześniej za granicą, widziałem odrobinę świata, ale jak na razie ziemia Bravehearta zrobiła na mnie największe wrażenie. W podrozdziałach tego artykułu postaram się przybliżyć Wam moje doświadczenia z Islay, a także podzielić się informacjami o przygotowaniach do wyprawy. Wszystkich fanów złotej królowej alkoholi, a także zupełnie początkujących w temacie zapraszam do lektury.
1. Przygotowanie do wyprawy - koszty/rezerwacje/czas
2. Historia wyspy i natura
3. Destylarnie: Bunnahabhain i Caol Ila
4. Destylarnie: Ardbeg, Laphroaig, Lagavulin
5. Destylarnie: Bowmore, Kilchoman, Bruchladdich
Ach, Caledonian MacBryne i ich umiejętność ustawienia samochodów na promie... Szlag by ich jasny trafił. Ja kiedyś w środku nocy musiałem odwieźć samochód do Kennacraig, zostawić go na parkingu i tym samym promem (ciągle w środku nocy) wrócić na Islay, by spędzić tam jeszcze jeden dzień i wrócić już jako foot passenger. Nie mogąc oderwać wzroku od pustego miejsca, gdzie ze trzy samochody takie jak mój by się zmieściły...
OdpowiedzUsuńNo więc znamy ten ból. Sporo się naczekaliśmy, zupełnie nie wiadomo było, kiedy i czy auto zostanie odtransportowane. Ale z drugiej strony w Polsce przy pytaniu o zwrot kosztów byłaby od razu awantura, a tam spokój, uśmiech i przepraszam. Inny świat.
Usuń