(czyt. lafroig)
Nie od dziś wiadomo,
że najwięcej smaku w whisky pochodzi z beczek. Początkowo alkohol
powinien leżakować w dębowych beczkach, następnie destylarnia może sobie z nim
robić, co się jej żywnie podoba (no, prawie wszystko, jak pokazała
rozpoczęta przez firmę Compass Box batalia z ustawodawcą, ale to inny temat). Zazwyczaj po drzemce w dębowym łóżeczku alkohol poddawany jest dodatkowej maturacji w beczkach po sherry, porto,
winie lub (ostatni trend) piwie. Do tego należy jeszcze dodać, że
olbrzymie znaczenie ma ilość wcześniejszych napełnień takich
beczek (im było ich więcej, tym smak jest mniej wyrazisty), a także wielkość
beczek. W tym ostatnim przypadku chodzi o powierzchnię kontaktu
destylatu z drewnem i tym właśnie zabawili się
specjaliści z Laphroaig.
Laphroaig Quarter
Cask to młodszy brat Laphroaig 10 y.o. (o którym pisaliśmy tutaj).
Producent podaje wiek alkoholu w widełkach od 5 do 11 lat. Ma to oczywiście
wpływ na aromaty i smaki wypustu, spodziewałem się więc, że
whisky będzie agresywna, ostra i dość medyczna. Za sprawą procesu
produkcji, w trakcie którego przelano zawartość beczek 500-litrowych
do beczek 125-litrowych, uzyskujemy ciekawy efekt. Z jednej strony
mamy głębszą penetrację beczki przez destylat, dzięki czemu mamy
wrażenie, że sam trunek jest starszy, niż w rzeczywistości, a z
drugiej - dzięki młodszemu wiekowi dostajemy porcję świeżego
torfu, o intensywnej palecie.
Tzw. quarter casks
używane były powszechnie w dziewiętnastym wieku, głównie ze względu na
łatwość ich transportu. Dwóch krzepkich pracowników destylarni mogło bez problemu przenieść taką beczułkę do magazynu, czy załadować na
statek. W dzisiejszych czasach, ze względu na mechanizację, nie
jest to już potrzebne, a do tego łatwiej jest przechowywać większe
beczki. Laphroaig postanowił powrócić do korzeni. Biorąc pod uwagę ceny whisky, zainteresowanie
klientów i ilość whisky mogącej być określanej wiekiem powyżej
10 lat, możemy się spodziewać, że jest to zabieg
zmierzający do sprzedaży młodszej whisky za większe pieniądze.
Butelka 0,7 kosztuje około 220 zł, a przecież każdy fan destylarni pokusi
się o sprawdzenie nowego wypustu. Z nami było podobnie. Jako, że
mamy w naszej grupie miłośnika medycznych smaków, nie mogliśmy
przepuścić okazji do spróbowania.
Oko:
Butelka charakterystyczna dla marki
Laphroaig – zielona z białą etykietą. Alkohol w kolorze złota,
choć etykieta informuje o dodatkach karmelu (nie pochwalamy).
Zapach:
To nas już zaciekawiło. Przy butelkowaniu z mocą 48%, spodziewałem
się wybuchu torfu lub eksplozji alkoholu, jednak zapach jest lekki, świeży i bardzo przyjemny. Od razu
czuć, że mamy do czynienia z wypustem Laphroaig, ale znacznie
lżejszym, niż starszy brat Laphroaig 10 y.o. Wyczuwalne są
oczywiście aromaty jodyny, ziół, apteki, nadmorskiego powietrza pełnego jodu i grillowanej ryby,
ale przyjemnie zaskakują owoce cytrusowe, domowe ciasto i landrynki.
Smak:
W smaku wyrazista i kompletna. Nie
drażni, nie odrzuca. Nie czuć dysonansu smaków, a alkohol
przyjemnie pieści podniebienie. Jest zdecydowanie bardziej torfowo.
Znów jodyna, bandaże, dębina i wodorosty. Im dalej w las tym
ciekawiej. Warto pozwolić, aby whisky spokojnie rozlała się po
kubeczkach smakowych i doświadczyć jej delikatnej przemiany.
Wystarczy kilka sekund, a jej smak jest silniejszy, bardziej
skomplikowany, ale nadal zaskakująco świeży.
Finisz:
Długi i miło drażniący gardło.
Jest pieprznie i słodkawo.
Podsumowanie:
Otwierając butelkę obawiałem się,
że padliśmy trochę ofiarą marketingu zielonej butelki Laphroaig.
Podobno zaledwie kilka destylarni w Szkocji (np. Ardmore)
wykorzystuje metodę maturacji w beczkach 125 litrowych, co wskazuje
na unikalność whisky. Z drugiej strony nie podoba nam się plaga
wypustów typu NAS, szczególnie, jeśli wypierają standardowe
edycje i przebijają je ceną. Laphroaig jednak nie zawiódł. To
porządna whisky, produkowana bez filtracji na zimno, różniąca się
na tyle od wersji Laphroaig 10 y.o., że faktycznie ma prawo do
własnej etykiety. Nie jest to zmiana na tyle istotna, aby od razu
lecieć do sklepu i kupować butelkę w cenie, która często jest znacznie wyższa niż powinna. Na pewno jeszcze wrócę do Laphroaig
Quarter Cask i początkującym degustatorom prędzej poleciłbym właśnie tę butelkę, niż jej starszego brata.
Zobacz także:
Autor:
Adam Kucharuk
Marika Wójcik - Kucharuk
0 komentarze:
Prześlij komentarz